niedziela, 4 lutego 2018

VII Yuuichi pogrąża się we wspomnieniach



  Kiedy dowiedziałem się, że będę mieć braciszka byłem prze szczęśliwy. Może i miałem te dwieście piętnaście lat, ale w tamtej chwili cieszyłem się jak małe dziecko. Bardzo się przejąłem. Tak bardzo, że, mimo iż mój braciszek miał przyjść na świat dopiero za kilka miesięcy to już wybrałem dla mnie go komnatę tuż przy mojej. Nie słuchałem sugestii i sam wybierałem jak ma mieć wystrój. Mój braciszek będzie mieć najlepszy i najpiękniejszy pokój. Może i przejąłem się na wyrost, ale ja po prostu uwielbiam dzieci. Już to sobie wyobrażałem jak będę się nim opiekować i zabawiać. Jak będę go uczył chodzić, kiedy zacznie sam stawać. Jak będę go usypiać czytając mu. Jak będę mu pomagać z nauką, kiedy będzie w odpowiednim wieku.
  Ojciec, co chwila mi powtarzał, że zachowuję się tak jak on, kiedy miałem przyjść na świat. A potem dodawał, że kiedy sam będę mieć dzieci to docenię to, że mam młodszego brata.
  Kiedy rodzice myśleli, że są sami podpatrywałem ich i śmiałem się w duchu widząc jak tata dotyka i mówi do brzucha mamy. Dobrze było mi na to patrzeć. Widzieć, jacy są szczęśliwi.
  Mijały miesiące, a ja odliczałem każdy dzień od przewidywanej daty narodzin. Wyrobiłem sobie taki odruch, że muszę przeczytać małemu bajkę raz dziennie, bo inaczej nie zasnę! Muszę mu poczytać i koniec...
  - Yuuichi nie śpij!- z zamyślenia wyrwał mnie głos Tsubasy. Spojrzałem na przyjaciela. Patrzył na mnie jednym okiem niebieskim, a drugim czerwonym. Puścił do mnie świetlistą kulę. Przejąłem ją i posłałem z powrotem.
  - Zamyśliłem się. Przepraszam.- Powiedziałem uśmiechając się do przyjaciela.
  Znam Tsubasę od skąd byłem mały. Jesteśmy w tym samym wieku. Właściwie to razem się wychowywaliśmy. Któregoś dnia ogrodnicy po prostu go znaleźli jak spał skulony pod krzewem. Nic nie pamiętał. Ani z skąd jest, ani jak tu trafił. Nawet imienia nie pamiętał. Tata nazwał go ze względu na jego nietypowe skrzydełka. Każde w innym kolorze zamiast jednolitej barwy, seledynowe, indygo, brzoskwiniowe i złote. Włosy gęste średnio długie lekko pofalowane w kolorze beżowym. Nie miał do skąd iść, a ja chciałem mieć przyjaciela. Został, więc w pałacu i już po tygodniu nie byliśmy w stanie wytrzymać bez siebie godziny. Bardzo się z żyliśmy. No wiadomo energia nas roznosiła i dosyć często mieliśmy przez to kłopoty. Ale z czasem się uspokoiliśmy się, chociaż ciągle zdarzało nam się zaszaleć.
  - Naprawdę zbyt mocno się tym przejmujesz. Odsapnij trochę. Trochę się o Ciebie martwię.- Podszedł do mnie i uważnie mi się przyjrzał.
  - Wiem, że się martwisz i ci za to dziękuję. Dziękuję, że jesteś.
  - Daj spokój wiesz, że jesteś dla mnie jak brat.
  - Ty też.- Wróciliśmy do ćwiczeń.
  Po jakiejś godzinie przyszedł do mas jeden z kamerdynerów. Skinął nam głową, a my odpowiedzieliśmy tym samym. Oznajmił, że za kwadrans przybędzie król Bergali, kraju, z którym Arsilli toczy spór już od wielu stuleci. Dzisiaj miała się odbyć pokojowa rozmowa. Oczywiście musiałem tam być, jako że kiedyś sam będę królem i powinienem umieć prowadzić rozmowy dyplomatyczne, a najlepiej jest się tego uczyć przez obserwację. Poszliśmy się z Tsubasą odpowiednio przebrać i udaliśmy się do sali, a raczej salonu, w którym podejmiemy naszego gościa. Król zjawił się punktualnie. Przyznam się bez bicia, że trochę napawał mnie lękiem, ale nie wiem, z jakiego powodu. Po prostu miał w sobie to ,, coś". Najpierw przywitał się z tatą, potem z mamą i od razu w ramach uprzejmości wręczył jej prezent dla dzieciątka i dopiero wtedy podszedł do mnie i Tsubasy. Kiedy ściskał mi dłoń miałem wrażenie, że on wie, że ja się go boję. Jak tylko się odwróciłby zająć miejsce zadrżałem jednak pozbierałem się i zająłem swoje miejsce po prawej stronie taty. Uważnie przysłuchiwałem się rozmowie i starałem wszystko zapamiętać. Słuchając taty nie mogłem wyjść z podziwu. On jest taki doświadczony i rozmawia z taką łatwością, gdybym to był ja to pewnie bym się jąkał i ciągle coś mylił. W końcu po czterech godzinach rozmowa dobiega końca. Konflikt został oficjalnie zażegnamy i podpisano traktat o nie agresji. Kiedy pożegnaliśmy władcę Bergali tata spojrzał na mnie.
  - No i jak było?
  - Strasznie. Ja na pewno bym sobie nie poradził.
  - Więcej wiary w siebie synu. Mój ojciec, a twój dziadek pomagał mi, kiedy zasiadłem na tronie i ja też będę Ci pomagać, kiedy przekażę Ci koronę. Nie martw się, bo będę przy tobie do samego końca. Pamiętaj, że będziesz miał przy sobie Tsubasę. Doskonale wiesz, że on poszedłby za tobą w ogień. Poza tym będziesz mieć Kyousuke. On też będzie cię wspierać.- Uśmiechnął się ciepło i pogładził mnie po głowie.- Idź spać. Powinieneś odpocząć. Jutro przepytam Cię z tego, co dziś się nauczyłeś. Śpij dobrze.
  - Ty też tato.- Poszedłem do siebie. Po wieczornej toalecie padłem na łóżko i momentalnie zasnąłem...
  - Yuuichi wstawaj! Wstawaj no!- Tsubasa potrząsał mną.
  - Jest  za wcześnie. Daj mi jeszcze, chociaż ze dwie...
  - Nie ma czasu! Twoja matka rodzi!
  - Że co! Przecież to o tydzień za wcześnie!
  - Nie gadaj tylko chodź wreszcie!
  Wyskoczyłem z łóżka i popędziłem za przyjacielem. Sam miałem ochotę krzyczeć, kiedy słyszałem mamę. Przyciskałem dłonie do uszu jednak to niewiele dawało. I w końcu... Płacz dziecka. Po chwili położna podała mi maleństwo otulone w kocyk. Popłakałem się ze szczęścia. Chciałem go mocno przytulić, ale bałem się go w ogóle trzymać żeby nie zrobić mu krzywdy. Był taki malutki i delikatny. Mój mały skarb. Mój malutki braciszek.
  Później tego samego dnia właściwiej to już po wieczorem odpytce ze wczorajszej rozmowy pokojowej, przechadzałem się razem z Tsubasą, kiedy nagle usłyszeliśmy jakąś rozmowę. Tak wiem to nie ładnie podsłuchiwać no, ale ciekawość wzięła górę.
  - ... Się pozbyć się dzieciaka dzisiaj w nocy. Dwa dni później upozorować samobójstwo tego łajzy Yuuichi'ego, a następnego dnia to samo z moim za przeproszeniem mężem...- Uciekłem. To była moja mama. Ta sama, która parę godzin temu płakała ze szczęścia trzymając Kyousuke na rękach, a teraz... Nie mogłem w to uwierzyć.
  - Yuuichi powiedzmy twojemu tacie.- Tsubasa był tak samo przerażony jak ja.
  - Nie ma czasu. Znajdź Talię i każ jej czekać pod zachodnią bramą.- popędziłem do Kyousuke. Na szczęściem jeszcze nie było za późno. Wyjąłem go z łóżeczka i otuliłem kocykiem. Trzeba go ukryć. Poza pałacem. Tu nie jest bezpieczny. Ukryjemy go na kilka dni. Jak tylko wszystko się wyjaśni i będzie znów bezpiecznie wrócimy po niego. Wybiegłem do ogrodu. Lało jak z cebra. Szczelniej Otuliłem maluszka i biegłem prosto do zachodniej bramy. Już z daleka widziałem Talię.
  - Zabierz go do miasta. Poproś o chronione go jakąś dobrą rodzinę. Ufam Ci. Pomóż mi go uratować.- Podałem jej zawiniątko. Serce mi się ściskało. Kyousuke zaczął popłakiwać, a ja musiałem go oddać. Talia nic nie powiedziała tylko ruszyła wykonać powierzone jej zadanie. Wróciłem do pałacu. Teraz trzeba znaleźć tatę. Mam nadzieję, że Tsubasa sam o tym pomyślał. Skręciłem w kolejny korytarz i się z kimś zderzyłem.
  - Książę jesteś mokry. Byłeś na zewnątrz?- To był jeden ze strażników.
  - Gdzie jest mój ojciec? Muszę się z nim widzieć natychmiast!
  - Spójrz tam idzie.- Błyskawicznie ścisnął mi głowę dłońmi i gwałtownie przekręcił. Zwaliłem się na podłogę bez czucia. ,,On mi skręcił kark! Chciał mnie zabić! A teraz uciekł! Ale... Dlaczego ja jeszcze żyję? Zrobił to za lekko? Tsubasa ratuj!"
  Dopiero po kilku godzinach zostałem znaleziony właśnie przez mojego przyjaciela. Musieli go śledzić, bo kiedy tylko się nade mną pochylił pojawiła się straż i odciągnęła. Nie wiem gdzie go zabierali. Ale to było straszne. Oskarżali JEGO o próbę zabicia mnie, a on biedny mię mógł się bronić. Ja sam nie byłem w stanie nic powiedzieć. Mogłem tylko patrzeć przed siebie. Zabrano mnie do lekarza, który orzekł to, co sam już wiedziałem. Byłem przerażony. Nie wiedziałem czy Tali udało się ukryć, Kyousuke, nie wiedziałem, co z moim przyjacielem, nie wiedziałem czy ostrzegł tatę i gdzie on jest, byłem całkowicie sparaliżowany, a najgorsze że to wszystko przez moją własną matkę. Co się z nią stało? Przecież ona była uosobieniem dobroci i miłosierdzia. To właśnie ona postanowiła żeby Tsubasa został z nami w pałacu. Kiedy coś przeskrobaliśmy zawsze stawała w naszej obronie. To ona pierwsza wychodziła do biednych. To ona zakładała te wszystkie szpitale, domy dziecka i opieki. A teraz... Zachowywała się zupełnie jak nie ona.

  Minął tydzień. Wciąż nie dostałem żadnej wieści o Kyousuke i Tsubasie. Byłem przerażony. W zaledwie parę godzin moje życie i cały świat wywróciły się o sto osiemdziesiąt stopni. Mogłem tylko leżeć i myśleć, co się dzieje za drzwiami mojej komnaty. No właśnie. Usłyszałem jak się otwierają.
  - Ach mój pierworodny synu.- Dotknęła mojego policzka zimną jak lód dłonią, a jej głos ociekał jadem.- Cóż za nieszczęście mnie spotkało. Moje nowo narodzone dziecko udusiło się, bo niania źle je okryła, pierworodny syn chciał się zabić i skończyło się to jego kalectwem, a ukochany małżonek z rozpaczy sam zakończył swoje życie. I cóż mam ja biedna począć? Nie powiesz mi?- Nachyliła się bardziej.- Wyduszę z twojego przyjaciela gdzie jest ten bachor. Możesz być tego pewien.- Warknęła i wyszła.

  Czas mijał, a ona przychodziła i skarżyła się że Tsubasa dalej milczy, a z upływem lat jej opisy tego co każe mu robić były coraz straszniejsze.

  Traciłem nadzieję. Nadzieję na to, że Tsubasa dalej będzie milczał. Myślałem codziennie o nim i Kyousuke. Gdzie jest? Czy wie, kim jest? Czy żyje szczęśliwie w dostatku czy w ubóstwie? Czy w ogóle żyje.

  Liczyłem. Liczyłem każdy dzień. Został tydzień do szesnastych urodzin Kyousuke. Drzwi ponownie się uchyliły, ale zamiast matki pojawił nie nade mną nadworny mag. Podniósł mi głowę i podał coś do picia. Przełknąłem. Jeśli to trucizna to może i lepiej. ,,Moje życie jest torturą...
  - ... Samą w sobie...- Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że wypowiedziałem to na głos.
  - Na szczęście podziałało. Niestety nie umiem przywrócić ci pełnej sprawności. Książę twoja matka nie żyje. Znaleziono ją dziś rano w jej komnacie całkowicie zimną...- Dalej już nie słuchałem. Matka nie żyje? Tak po prostu?
  Jeszcze tego samego dnia zacząłem wydawać polecenia. Mimo że stała się żmiją to jednak nadal była moją mamą i gdzieś tam nadal ją kochałem, ale tą dawną ją. Kiedy była dobra. Kazałem by miała godny pochówek. Drugie to uwolnienie Tsubasy i otoczenie najlepszą opieką lekarską i magiczną. I trzecie. Odnalezienie Kyousuke. Kazałem odszukać w zakamarkach pałacu artefakt. Białą kulę o niezwykłej mocy. Jeśli dotknie jej zwyczajny elf nic się nie stanie, ale jeśli dotknie jej ktoś z królewskiej rodziny zabłyśnie srebrnym światłem. Przekazałem dokładne instrukcje jak ma przebiegać koronacja i szukanie Kyousuke.

  W przed dzień tego wielkiego wydarzenia ktoś mnie odwiedził. Ktoś kogo nie widziałem i nie słyszałem przez szesnaście lat.
  - Ale wymizerniałeś.- Tsubasa wyszczerzył się pokazując mi, że brakuje mi kilku zębów. Ogólnie to wyglądał jak siedem nieszczęść, ale okazało się, że te wszystkie opisy tego co mu robiono to nieprawda. Owszem był bardzo pobity i miał kilka pozszywanych ran oraz rękę w gipsie, ale nie ubyło mu żadnej części ciała.
  - A ty musiałeś dać się tak pobić?- Odpowiedziałem. Jednak zaraz przeszliśmy do poważnej rozmowy. Powiedział mi że przesłuchiwali go tylko przez pierwszy miesiąc, a potem to już tylko przychodzili żeby go zbić. Nie powiedziałem mu tego ale teraz kiedy go zobaczyłem to zrozumiałem że tęskniłem za nim jak wariat...
  - Słuchasz mnie?- z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
  - Wybacz nie, Zamyśliłem się. Możesz powtórzyć?
  - Mówię, że jak już Cię postawimy na nogi to znajdziemy Ci księżniczkę i wyswatamy.- Wyszczerzył się.
  - A tobie szlachciankę.- obaj się zaśmialiśmy.

  Noc miałem ciężką. Nie byłem w stanie zasnąć. Ciągle myślałem o tym, co się będzie dziać od rana. Oczywiście Kyousuke nie dawał mi spokoju. Dziś kończy szesnaście lat i Rozkwita, a na dodatek jest pełnia. Musi strasznie cierpieć. Ja sam również miałem problem. Przez ostatnie lata matka skocznie wysysała ze mnie magię, a teraz nikt tego nie robił i mamrotałem zaklęcia jedno po drugim.

Ranek. Wszystko się działo tak szybko, a ja czułem się tak strasznie zmęczony. Ubrano mnie, dano jeść, zabrano na główny plac w mieście, złożyłem przysięgę i dopiero wtedy zwolniło.
  - Wybaczcie mi mój stan. Wstyd mi, że widzicie mnie takiego, ale chciałem żeby wszyscy się dowiedzieli. To, co mi się stało to nie był wypadek tylko celowe działanie. Matka nie dopuszczała do mnie nikogo poza swoimi najwierniejszymi sługusami. Kyousuke... Teraz mówię to bezpośrednio do ciebie. To ja kazałem cię ukryć. Zaraz po tym jak się urodziłeś... Wyjąłem cię z kołyski i wniosłem z pałacu. Nie chciałem cię oddawać, ale powierzyłem cię jedynej osobie, której ufałem. Talia miała cię ukryć u kogoś, kto się tobą dobrze zaopiekuje. Mam nadzieję, że to się jej udało.- Teraz czas zwolnił. Teraz każdy chłopiec poruszał się strasznie wolno. Przyglądałem im się. Jednak żaden nie był Kyousuke. W końcu podeszło dwóch obaj z białymi włosami. Jeden z czekoladowymi oczami, a drugi złotymi. Czekoladowy był pierwszy. Nic. Teraz złoty. Przyglądałem się mu jeszcze uważniej. ,,Wygląda tak bardzo podobnie do mnie. To ty Kyousuke?". Chłopiec wyciągnął dłonie i dotkną kuli. Serce mocniej mi zabiło. Srebrny blask.- Znalazłem Cię Kyousuke.- Szepnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz