niedziela, 4 lutego 2018

LXII Uciekamy. Uciekamy do kogoś, kto nas kocha



Riju po raz kolejny wszystko sprawdzał. Wszystko musi pójść zgodnie z jego planem, bo inaczej konsekwencje będą straszne. Mikiteru zapewne by został oszczędzony, bo kiedy rozkwitł w zeszłym tygodniu zmienił się w przepięknego młodzieńca. Już wcześniej do jego braciszka wzdychali zarówno kobiety, jaki i mężczyźni w pałacu, jednak teraz jego uroda była po prostu ponad wszelką miarę. Gdyby podczas próby ucieczki złapano ich Mikiteru zostałby zapewne pobity jednak nie na tyle by trwale go oszczenić się, czego nie można by powiedzieć o Riju. On nie był aż tak wyjątkowy. Jego nie wahaliby się krzywdzić i zapewne nawet by go zabito. Dlatego musi się udać. Po prostu musi. Obiecał to Mikiteru. Uciekną tej nocy. Na pewno. Muszą uciec!  Drzwi uchyliły się i chłopak oderwał wzrok od wciąż wiszącego na niebie słońca.
- Udało się?- Spytał młodszego brata.
- Tak tyle starczy?- Wysunął dłonie, w których trzymał małe przeźroczyste kuleczki.
- Tak powinno starczyć. Pamiętaj żeby trzy podać JEMU.- Spojrzał bratu w oczy.- Wybacz ze kazałem ci użyć twojego uroku Mikiteru.
 To nic takiego. Jeśli dzięki nim uda się nam uciec to było warto.- Chłopiec położył się na brzuchu.- Muszę odpocząć…. I się wymyć. Nie może zobaczyć ze ktoś mnie używał.
- Od jutra nikt już nie będzie cię używać- Riju usiadł przy bracie i położył dłoń na jego głowie.- Jesteś dzielnym chłopcem. Dałeś radę wytrzymać tak długo.
- Bo miałem ciebie Riju. Bez ciebie już dawno bym się poddał. Poza tym musimy znowu spotkać się z Urim. Na pewno będzie miał dla nas wiele nowych historii do opowiedzenia.
- Na pewno.- Odpowiedział mu z uśmiechem,

Godzinę później szedł korytarzem do źródła wody. Z niego czerpana jest woda dla wszystkich w pałacu. Riju musiał wrzucić do źródła wszystkie kulki, które udało im się zdobyć. Cały pałac musi zasnąć. Szedł spokojnie  własnym dzbankiem, do którego zawsze nabiera wodę na noc. Mógłby to robić w łazience, ale ta w źródle najbardziej mu smakował wiec od kilku lat tak chodził, co wieczór, więc nikt go nie zaczepiał i nie zaglądał do dzbanka z przykrywką. Roju schodził powoli po krętych schodach uważając by się nie potknąć. Źródło było głęboko pod pałacem i grota była oświetlona jedynie przy brzegi, więc nie było tam za jasno.. Klęknął na dnie. Zdjął pokrywkę z dzbanka. Zanurzył naczynie wysypując do wody kuleczki  usypiające. Nabrał wody. Zamknął dzbanek i wrócił spokojnie do siebie. Ubrał jedyną parę butów gdyż normalnie chodzi boso i udał się na spacer po ogrodzie. Nie wiedział jak wygląda świat za murem. Jego jedyne wyobrażenie było utkane na podstawie opowieści Uraty. Wiedział jedynie, że musi podążać na południe, a kiedy dotrze do wybrzeża wciąż kierować się wzdłuż niego aż dotrą do miasta niebiesko czerwoną latarnią morską. Tam ma szukać na obrzeżach królewskiej willi. Tam, jeśli powiedzą, że znają i szukają Uraty i potrzebują jego pomocy ktoś im powinien pomóc. Wiedział ze im pomogą. Król za każdym razem, kiedy wyjeżdża i wraca jest wściekły i pomstuje na króla i księcia Asirli.
Kucnął przy klubie pięknie pachnących kwiatów. Riju kocha kwiaty. Tak naprawdę sprawdzał ukryte za klombem w wyłomie muru rzeczy. Nie przelecą nad murem, bo to dla nich nie możliwe. Nigdy nie nauczyli się latać. Ale przecisną się pod nim. W tym miejscu ziemia jest podmokła ze względu na biegnącą w tym miejscu podziemną rzekę wybijającą w pałacowym źródle. Fundamenty są tu słabe i kruszą się przy użyciu siły. Może będą musieli czołgać się w ciasnym tunelu pełnym wstrętnego błota, ale będą wolni. Wstał. Nie mógł zostać tu za długo. Wrócił do pokoju i czekał.

W tym samym czasie Mikiteru wykonywał swoje zadanie. Uwodził króla upijając go winem. Wie doskonale ile wlać w swojego wyrodnego ojca by stępić jego umysł i zafundować mu na drugi dzień kaca. Przez lata nauczył się jak uwodzić i kusić. Ale pod uroczą maską koteczka kryła się głęboka nienawiść i odraza do tego typa, który go spłodził. Wypiął pośladki.
- Bij… Bij żebym poczuł…- zamruczał rozkosznie.
- Oj poczujesz koteczku.- Prask. Bat uderzył w delikatna skórę chłopaka. Prask. Kolejna czerwona pręga. Prask, prask, prask.- Boli koteczku?- Prask, prask.
- Mmmm… tak przyjemnie…- przekręcił się na plecy. Podkurczył nogi dając wolny dostęp do siebie.
- A a a… Nie tak szybko koteczku. Wiesz, co masz robić.- Rozsiadł się w fotelu. Mikiteru wiedział. W duch przewrócił oczami jednak na zewnątrz tylko słodko się uśmiechnął i zrobił użytek ze swoich ust i dłoni. Pieścił jądra i prącie językiem i długimi zgrabnymi palcami. Zmykał je na główce. Obracał w dłoniach. Całował i ssał posyłając raz po raz zalotne spojrzenia. W końcu widząc ze dopiął swego wziął w całości do ust przyrodzenie króla i przeszedł do właściwej roboty zawzięcie liżąc i ssąc oraz ruszając głową we wszystkie strony. Odnotowywał jęki. I ciągniecie za włosy. Jego głową w końcu została przyciśnięta by po kilku sekundach w ustach mieć mnóstwo nasienia ojca, które łapczywi wypił. Zapamiętał sobie żeby jak tylko uciekną to zanim coś zje zwymiotuje.- Grzeczny koteczek…
- Miał!- Zamiauczał zadowolony i oblizał się dla lepszego efektu. W końcu wylądował na łóżku. Po piątym razie ponownie musiał ,, Postawić” króla do pionu bo przecież pięć razy to za mało.
Była już późna noc, kiedy wracał do pokoju idąc jak kowboj, któremu padł koń i musiał jeździć na najgrubszej krowie w stadzie.
- I jak? Śpi?- Riju objął go delikatnie. W końcu poczuł się bezpiecznie, kiedy w końcu znalazł się w ramionach brata.
- Jak zabity. Kaca będzie mieć jeszcze z trzy dni, a nas dawno już tu nie będzie.
- Doskonale Mikiteru. Spisałeś się mały. Od jutra już nie będziesz tego musiał robić.
-A jak służba i strażnicy?
- Też śpią. Cały pałac padł. Na wszelki wypadek mam jeszcze to.- Pokazał bratu dwie małe buteleczki.- To eliksiry niewidzialności. Tak w razie, czego. Zakradłem się do wierzy magów i je wziąłem.- Odczekali półgodziny i po wypiciu eliksirów wymknęli, więc z pokoju. Przemykali się w ciszy. Niezauważeni dzięki eliksirom przemknęli się do ogrodu i do wyznaczonego miejsca. Riju przeczołgał się pierwszy żeby wyciągnąć po drugiej stronie młodszego brata. Wiedział, że będzie bardzo zmęczony, więc chciał mu ułatwić ucieczkę. Kiedy tylko stanął na nogi pędem ruszyli w stronę lasu i biegli dopóki nie stracili wszystkich sił. Wtedy wspięli się na drzewo i ukryli w gęstej koronie.
- Udało się Riju.- Mikiteru dyszał na ramieniu brata jednak widać było ze jest zachwycony i jednocześni wystraszony.- Udało się… Naprawdę. Jesteśmy wolni prawda?
- Tak mały. Jesteśmy wolni.- Riju poprawił się między gałęziami.- Dobrze. Mech rośnie od północy tak?
- Urata mówił ze tak.
- Dorze..- Chłopak przyjrzał się gałęzi, na którą się opierali.- No to musimy iść w tamtą stronę.- Wskazał kierunek.- Ale najpierw odpocznijmy. Chociaż trochę.
- odpoczywali przez godzinę. Po tym czasie znów ruszyli biegiem przed siebie dopóki nie zaczęło świtać. Znaleźli schronienie w gęstych zaroślach. Król nie doceniał ich. Pomimo pasożytów udało im się opanować całkowitą przemianę w kota. A w tak gęstych zaroślach nikt nie zauważy małych śpiących kotów. A jeśli tak to będzie można je wziąć za dzikie.

Dwa miesiące później

- Riju patrz. Niebiesko czerwona latarnia! Udało się!- Mikiteru podciągną zataczającego się brat. Riju chorował od tygodnia. Skaleczył się i teraz miał gorączkę.
- Tak… Udało. Tera musimy znaleźć Uratę.- Opadł na ziemię.
- Riju!- Chłopiec wystraszony klękną przy bracie.
- Spokojnie. Muszę tylko trochę odpocząć. Jest noc. Ty też powinieneś odpocząć.
- O nie!- Niebieskooki wstał i podciągną brata.- Mam dość spania na ziemi. Dwa miesiące nie widziałem łóżka i wanny, a o Świerzym jedzeniu to nawet nie wspomnę. Poza tym jesteś chory. Jak będziemy spać na ziemi to tylko ci się pogorszy. Jesteśmy już tak blisko. No chodź. Dotrzemy do tej willi tej nocy nawet, jeśli miałbym cię ciągać za sobą na sznurze.- Wziął brata pod ramię i ciągnął za sobą przez miasteczko oświetlone licznymi latarenkami. Po chodnikach i uliczkach wałęsali się przechodnie. Staruszkowie trzymający się za ręce czy dorośli. Widok staruszków był dla Mikiteru niezwykły. Wie, że elfowie się nie starzeją po pewnym czasie jednak, kiedy tak patrzył doszedł do wniosku  ze zatrzymanie starzenia nie jest do końca takie, jaki myślał. I miał rację. Starzenie może się zatrzymać w przypadku, jeśli jest się z królewskiego rodu. W pozostałych wypadkach ten proces jest niezwykle spowolniony. Więc widok staruszków może świadczyć o ich naprawdę sędziwym wieku Nastolatki zapewne będące na randce. Czasem jakaś większa radosna grupka imprezowiczów. Mikiteru rozglądał się ciekawie. Wszystko było takie piękne i kolorowe. I obce. Nie czół się do końca pewnie. Zwłaszcza ze nie rozumiał, co ci przechodnie mówili. Potrafił, co prawda coś powiedzieć ale to były wyuczone zdania których nauczył ich Urata. Postanowił zapytać miło wyglądających staruszków idących w ich stronę. Chłopiec przywdział na twarz najsłodszy i najbardziej błagalny wyraz, na jaki było go stać.
- Pokażą nam państwo jak dość do królewskiej willi?- Spytał patrząc na parę. Wyglądali na miłych.- Zgubiliśmy się.- Zaczęli mu tłumaczyć jak ma iść, ale dla Mikiteru ich sowa to był jedynie nieustanny świszczący szelest zupełnie nie podobny do jego twardej wymowy. Pokręcił głową- Nie rozumiem.- Palnął po Bergalsku
- Oh chłopcy z zagranicy.- dziadzio uśmiechną się, a chłopiec o mało co się nie popłakał ze szczęścia ze trafił na kogoś kto go rozumie.- Czemu szukacie królewskiej willi.
- Szukamy Uraty. Kiedyś mam powiedział ze jak będziemy chcieli go odwiedzić to żebyśmy poszli do willi i tam ktoś nas do niego zabierze.- Powiedział szybko czując jak brat zaczyna mu ciążyć na ramieniu. Podciągnął go do pionu, na co Riju zwymiotował właściwie samą wodą.
- Przecież on jest chory!- Babcia zaraz wzięła w dłonie bladą twarz chłopaka. Chodźcie do nas. Musicie odpocząć. Wyglądacie jakbyście kilka dni spali na gołej ziemi.
- Musimy iść do willi…
- Chłopcze.- Dziadzio wziął Riju pod ramię.- Jest już późno. Książę zapewne już się położył wraz z paniczami Ataru i Uratą. Teraz nie jest najlepszy moment na odwiedziny. Zwłaszcza w waszym stanie.- Odpoczniecie u nas.
- Ale…
- Młodzi chłopcy nie powinni wałęsać się po nocy chłopcze. Babcia wzięła Mikiteru za rękę.
Chłopak nie mógł się kłócić. Pozwolił się zabrać do mieszkania. Wielowiekowego małżeństwa. Było przytulne i ciepłe. Para była niezwykle gościnna i miła. Bracia mogli się wykąpać w ciepłej wodzie, zjeść ciepły posiłek. Riju dostał lekarstwa na gorączkę. Dziadzio zajął się jego raną na nodze. Zajęło to kilka minut. Kiedy skończył na nodze chłopaka znajdował się czysty ładny opatrunek. On również został opatrzony. Starszy z braci był tak zmęczony podróżą i chorobą, że zasną natychmiast, jednak Mikiteru nie mógł zassać. Byli bezpiecznie. Czół się tu bezpieczny. W tym małym, przytulnym mieszkanku. Razem z tą przemiłą kochaną parą.. Wzięli ich do siebie. Ugościli. Chcą się nimi zaopiekować. Te myśli nie pozwalały mu zasnąć mimo tego, że po raz pierwszy w życiu czół się naprawdę bezpieczny. Wyszedł z łóżka żeby przynieść sobie wody.
- Nie możesz zasnąć?- Zagadnęła babcia siedząca w kuchni wraz z małżonkiem.
- Państwo też nie.
- Zachodzimy w głowę pomogło się wam stać. zwłaszcza, że w waszych ciałach było to.- Dziadzio wskazał odrzuconą szklankę, w której uwięzione były małe zielone robaczki. Pasożyty.
- Kiedy? Jak?!- Chłopiec aż usiadł z wrażenia.
- Siedziały w waszych ranach wiec je wyciągnąłem.
- Dlatego pan tak grzebał mi w nodze.- Mrukną Mikiteru.
- Powiesz nam, co się stało?- Babcia położyła dłoń na głowie chłopca.
- Nie wiem czy powinienem.
- Nikomu was nie wydamy. Uciekliście prawda?
- Tak… Z pałacu. Riju wymyślił plan i uciekliśmy. Chcieliśmy dotrzeć do Uraty bo on też kiedyś był razem z nami przetrzymywany.
- Pokonaliście taki szmat drogi na piechotę?
- Tak. Chowaliśmy się w lasach i zaułkach. Nie wiem, jakim cudem dalej żyjemy. Parę razy było naprawdę niebezpiecznie…
- Teraz to nie ważne.- Przerwała mu babcia.- Teraz jesteście już bezpieczni. Panicz Urata jest blisko, a wy możecie zostać u nas dopóki twój brat nie wyzdrowieje. Będzie nam bardzo miło, jeśli zostaniecie na parę dni. Książę wyjeżdża dopiero pod koniec miesiąca. Zdążycie go odwiedzić.
- Są państwo dla nas tacy dobrzy… Nie mamy jak się odwdzięczyć.
- Wystarczy, że zostaniecie z nami na kilka dni. Nasza córka w młodym wieku została wydana za króla. Od tamtej pory jej nie widzieliśmy.
- Są państwo szlachcicami?- Spytał zdziwiony.
- Tak. Prosto z Bergali.- Mikiteru zachłysną się. Berglaia. Młoda dziewczyna wydana za króla, która nigdy więcej nie zobaczyła rodziców. Ich mama była młodziutka. On jej nie pamiętał, ale Riju mu opowiadał ze mam była smutna, bo bardzo tęskniła za rodzicami. ,,Nie to nie może być prawda!” Pomyślał w panice jednak postanowił zapytać.
- Czy ona… wasza córka… czy miała na imię Catrina i miała znamię w kształcie serduszka? Długie rude włosy, lekko skręcone i duże błękitne oczy.- Przypomniał sobie opis Riju. Ich mama zmarła podczas narodzin Mikiteru więc mógł wierzyć bratu na słowo.
- Tak… Znasz ją z pałacu? Czy wszystko u niej dobrze? Martwimy się o nią.
- Nasza mama tak wyglądała i miała tak na imię.- Podwinął rękaw piżamy i pokazał znamię.- Jeśli to nie jest totalny zbieg okoliczności to państwo są… naszymi… Dziadkami.- Powiedział cicho.- Mama nie żyję. Zmarła wydając mnie na świat. Król traktował nas bardzo źle. Nie kochał, ani mamy ani nas.- Para obeszła stół i spojrzała w oczy chłopca.
- Catrina.. Masz oczy naszej Catriny. Naszej córeczki.- Dziadzio przytulił chłopca.- Na pewno jesteś jej synem. Ty i twój brat. To przypadek czy bogowie tak chcieli żebyście trafili na nas?
Więcej już nie potrzeba było słów. Mikiteru był w rozsypce. Jego świat wyrzucił się i przekoziołkował jak pranie w pralce. Sam nie wiedział, co ma o tym myśleć. Jego główną myślą było jednak to, że ma jeszcze jakąś rodzinę oprócz Riju. I ta rodzina jest dobra. Miła i kochająca. I że ją znalazł przez przypadek. Mieli dziadków. Kochających dobrych dziadków. Byli bezpieczni. Chciał zostać z dziadkami. Chciał znów zobaczyć Uratę jednak bardziej chciał zostać z dziadkami.
Kiedy rankiem Riju dowiedział się tego wszystkiego jego reakcja był podobna. Również chciał zostać z dziadkami. Obiecali sobie wszyscy ze to kim chłopcy są w tajemnicy przed światem. Że będą sobie spokojnie żyć razem szczęśliwie w tym mieszkanku pełnym ciepła i miłości.

Po kilku dniach Riju poczuł się na tyle dobrze, że mógł wyjść z domu. Udali się całą czwórką do willi księcia. Bracia mieli na sobie nowe, ładne ubrania i prawie nie było widać śladów po ich wyprawie. I kiedy drzwi się otworzyli i zobaczyli czarnobiałego chłopaka ze srebrnym naszyjnikiem z literą ,,U” obaj rzucili się mu na szyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz