środa, 31 stycznia 2018
IV Macie razem zamieszkać
Nie wiedziałem, o co chodzi. Czemu są tu demony i czemu ten chłopak wygląda tak jak ja? Już chciałem zapytać taty, co to wszystko ma znaczyć, pojawił się Gabriel w krótkim rozbłysku światła.
- Dżib, co tu taj robisz?- Tata był zdziwiony.
- Przynoszę wam nowinę...
- To nie Zwiastowanie Gabriel. Mów, że normalnie.- Asmodeusz przyłączył się do rozmowy.
- Nie mam na to wpływu...- Warknął i odkaszlnął.- Przynoszę wam słowo Boże. Dzieci te powinny być razem, jako że są braćmi i dwiema połówkami jednej całości. Niechaj zamieszkują wspólnie to miejsce i każdego dnia zachowują równowagę między dwiema naturami. Niech Kometa wypełnia swe obowiązki, jako starszy z braci, a Meteor swoje, jako młodszy.
- I co? To koniec?
- Tak koniec Modo! Bynajmniej nie jestem szczęśliwy, że musiałem się tak wysławiać.- Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej coś malutkiego i świecącego. Rzucił to na Ziemię. Znowu błysło i kiedy znów mogłem widzieć zobaczyłem, że stoimy w jakimś bogatym salonie.
- To tyle mojej roboty. Przekazałem nowinę, macie pałac. Teraz róbcie, co chcecie. Ja wracam.- Tak jak powiedział zniknął i zostawił nas samych.
- Kometa... Idź z Meteorem pozwiedzać. My musimy porozmawiać.- Tata lekko pchnął mnie do wyjścia.
- Tak Meteor. Idź z Kometą.- Obaj zostaliśmy wystawieni za drzwi. Szczęknął kluczu i zawibrował czar. Meteor przycisnął ucho do drzwi.
- Co robisz?
- Chcę wiedzieć o czym gadają, kulko piór.
- Podsłuchiwanie jest nie odpowiednie. Poza tym tata zablokował drzwi więc nic nie usłyszymy. Chodźmy pozwiedzać tak jak nas prosili. Może znajdziemy coś ciekawego?- Uśmiechnąłem się i wziąłem go za rękę.
- Masz pięć sekund żeby zabrać tę rękę bo jak nie to ci ją utrącę.- Warknął z groźbą w oczach. Puściłem go posłusznie.
- Jesteś nie miły.
- Ale odkrycie pierzasta kulko. Szanuję tylko kilka osób w tym twojego ojca ale niestety ty się nie zaliczasz do tego grona więc nie mecz na to że będę miły tak jak ty aniołeczku.- Warknął prostując się.- Ale chyba nie mamy wyboru i jesteśmy na siebie skazani dopóki nie wyjdą. Chodź zanim zmienię zdanie i cię tu zostawię.- Nie czekając na mnie ruszył przed siebie. Bez zastanowienia podążyłem za nim.
Dziwnie to wyglądało. On szedł powoli i spokojnie, a ja skakałem do dokoła patrząc i dotykając wszystkiego. Ale moje wesołe zachowanie chyba tylko irytowało Meteora. Ale nie rozumiem o co mu chodziło.
- Hej! Ta część jest bardziej ustronna. Myślisz że znajdziemy tu nasze sypialnie?
- Mam nadzieję. Będę mógł się położyć i od ciebie odpocząć kulko piór.
- Nie nazywaj mnie tak proszę. To jest nie miłe. Używaj proszę mojego imienia.
- Nie mam ochoty.
- Jesteś dla mnie nie miły.
- Już Ci nakreśliłem sytuację. Szanuję tylko kilka osób.
- Ale jesteśmy braćmi! I to ja jestem tym starszym. Powinieneś mówić do mnie po imieniu...- Nie dokończyłem bo zostałem przygwożdżony do ściany.
- Słuchaj uważnie bo nie mam zamiaru się powtarzać. Gówno mnie obchodzi że jesteśmy pieprzonymi bliźniętami i że jesteś ode mnie starszy o kilka minut. Nie lubię cię i nie zamierzam polubić. Będę nazywać cię tal jak mi się będzie chciało. I nie zaczynaj płakać. Łzy niczego nie wskórają. Możemy sobie być braćmi ale tu jesteś aniołem, a ja demonem. Skoro jesteśmy dwiema połówkami jednej całości do powinieneś się domyślić że jestem twoim przeciwieństwem. Dotarło pierzasta bekso?- Wbił we mnie spojrzenie szkarłatnych oczu.
Skuliłem się i tylko pokiwałem głową. Jak tylko mnie puścił to uciekam od niego. Ma rację. Jeśli ja jest dobry i miły to on jest zły i wredny. Ale nie musiał mnie tak potraktować! Usiadłem na podłodze pod drzwiami do salonu w którym tata zamknął się z Asmodeuszem. Minęła godzina, a oni dalej tam siedzieli. Na końcu korytarza pojawił się Meteor niosąc dużą szklaną misę wypełnioną do połowy czymś czerwonym. Jak się zbliżył wyczułem słodki zapach lukrecji. Chłopak usiadł naprzeciwko mnie i żyjąc czerwony sznurek patrzył na mnie z wyższością.
- Dostanę jedną?- Spytałem nieśmiało.
- Może...- Mruknąłem.
- A jeśli bardzo ładnie cię poproszę?
- Zastanowię się.
Proszę daj mi jedną lukrecje Meteor, bardzo proszę.
- Skoro tak ładnie prosisz to...- Wysunął miskę w moją stronę. Wyciągnąłem rękę żeby złapać jeden sznurek...- Nie dam ci. Było sobie przynieść. A nie zaraz. Schowane wszystkie słodycze jakie znalazłem.- Uśmiechnął się chytrze. Cofnąłem się pod ścianę i rozpłakałem.
Dwie minuty później drzwi obok nas w końcu się otworzyły.
- Kometka. Dlaczego płaczesz?- Tata ukląkł przy mnie.
- Meteor jest niemiły...
- Meteor wstań!- Asmodeusz twardo spojrzał na swojego syna który posłusznie wstał.- Kometa to teraz twój brat. Jest wrażliwy więc masz być dla niego miły albo chociaż się starać. Będziecie musieli zamieszkać teraz razem więc musicie nauczyć się żyć ze sobą. A teraz go przeproś.- Meteor posłusznie do mnie podszedł i położył dłoń na głowie.
- Przepraszam Kometa.- Powiedział głosem który był prawie że miły, a w każdym razie neutralny.
Okazało się że tylko my mamy tu zostać. Tata i Asmodeusz mieli wrócić do siebie. Nie chciałem zostać sam z moim bratem. Tata obiecał mi że jutro przyjdzie i przeprowadzi cześć służby żebym miał kogoś kogo znam. Na razie wyczarował mi maskotkę żebym się mógł chociaż do tego przytulić.
Kiedy zostaliśmy sami schowałem się w swoim pokoju. Szybko się umyłem i położyłem nawet nie skupiając na wyglądzie mojego pokoju. Już prawie zasnąłem kiedy z pokoju Meteora który na nieszczęście był przez ścianę obok mojego, zaczęła grać głośna muzyka. Wygramoliłem się z łóżka i poszedłem do brata.
- Meteor ścisz proszę. Jest za głośno i nie mogę spać...- W odpowiedzi muzyka zrobiła się jeszcze głośniejsza. Zrezygnowany wróciłem do siebie i już nie spałem przez resztę nocy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz