środa, 31 stycznia 2018

IV Nix



Rajuga

Minęło już pół nocy, a ja znów przyłapałem się na tym, że wracam myślami do Eve'iego. Bardzo chcę się nim opiekować i zapewnić mu wszystko, ale to nie możliwe. Eve jest elfem, a ja wampirem. Nie nauczę go tego, czego mogą uczyć tylko elfy. Nie nauczę go magii właściwej jego rasie. Podstawowej też nie. Wampiry nie mają magicznych mocy. Jedynie nieliczni z nas potrafią się teleportować. Ludzie mają magów, ale nie mogę poprosić żadnego o uczenie małego elfa. A wątpię, że znajdzie się jakiś inny elf, który by przeszedł na naszą stronę. Nie mogę też przemienić mojego chłopca. Dawno temu wszystkie wampiry były jadowite, ale przez mieszanie się z ludźmi i koegzystowanie z nimi po prostu straciliśmy narząd odpowiedzialny za wytwarzanie jadu. Ja akurat jestem jadowity i mogę komuś wstrzyknąć mój jad przy ugryzieniu, jeśli tego będę chciał. Ale problem leży znowu w tym, że Eve jest elfem. Człowieka mój jad przemieniłby w kilka dni, ale elfa zabiły na miejscu. Można powiedzieć, że utknęliśmy między młotem a kowadłem. Westchnąłem...
- Co to za smętne wzdychanie Raju?- Na gałęzi obok mnie usiadł Nix. Mój najlepszy przyjaciel, z którym czasem chodzę na patrole. No i jest też moim kuzynem i jednym z dzieci, które przeżyły zniszczenie naszej wioski. Ale jemu się oberwało. Ma bliznę zaczynającą się na lewym policzku, idącą przez klatkę piersiową, brzuch i kończącą się na prawym biodrze.- Co cię gryzie.
- A przygarnąłem takiego jednego dzieciaka. Elfy próbowały go zatłuc, a teraz nie wiem, co mam z nim zrobić. On jest... Inny.
- Inny? Jest jakoś chory czy coś?
- Nie. Jest raczej... Taki...
- No, jaki? Jest mieszańcem?- Spojrzałem, na Nixa. On nie jest czystej krwi wampirem tak jak ja. On w jednej czwartej jest człowiekiem.
- Tak jakby.
- Jeśli jest pół elfem to jest kłopot. Może być prześladowany. A ty też możesz mieć przez to problemy. Wiesz, że nie możemy ratować nikogo, kto ma, elfią krew nawet, jeśli jest dzieckiem.
- Nix. Mogę ci zaufać?- Spytałem na co ten zamrugał.- To proste pytanie.
- Wiesz że dla ciebie zrobię wszystko Raju. Jeśli masz komuś ufać to właśnie mnie.
- Musisz mi przysiąc że nikomu nie powiesz.
- Przysięgam.- Położył dłoń na sercu.
- Ten chłopiec jest...- Nachyliłem się do kuzyna tak blisko jak tylko się dało.- Jest elfem czystej krwi. To syn króla.-Oczy Nixa zrobiły się wielkie.
- No to mamy duży problem.
- My?
- No chyba nie myślałeś że utrzymasz ten sekret przede mną na zawsze. Prędzej czy później i tak bym się dowiedział. Ale możesz na mnie liczyć. Pomogę Ci ze wszystkim jeśli tylko powiesz.
- Dzięki Nix.

Eve

Kiedy się obudziłem Raju naprawdę spał obok mnie. W nocy parę razy się obudziłem bo wydawało mi się że coś słyszę, ale to za każdym razem było odgłos wydawany przez meble i podłogę pod nimi. Wiadomo drewno trzeszczy pod naciskiem. Ale widok Raju wynagrodził mi te wszystkie przebudzenia.
Kiedy sam się obudził powiedział że ma dla mnie niespodziankę. Byłem bardzo ciekawy więc nie mogłem się doczekać żeby zobaczyć. Jednak kiedy zostałem zniesiony do jadalni wystraszyłem się i to bardzo.
- Raju! Kto to jest?! Obiecałeś że mnie będziesz chronić a ty...
- Jestem Nix. Kuzyn Rajugi. Nie martw się nikomu o tobie nie powiem. Jestem tu żeby pomóc Raju.- Wstał i podszedł do nas. Odruchowo mocniej złapałem się mojego wampira.- Jesteś elfem więc trzeba będzie cię uczyć magii. Tak się składa że ja jestem mieszańcem więc mogłem się nauczyć sztuki czarodziejskiej...
- Ale ja nie chcę być już elfem!- Zawołałem.- Nie chcę mieć nic wspólnego z elfami. Pogryźcie mnie i zmieńcie w wampira.
- To nie możliwe młody.- Nix westchnął.- Raz niewiele wampirów jest jadowitych. Dwa nawet mając jadowitego Raju to gdyby wstrzyknął ci swój jad to umarłbyś w ciągu kilku sekund potwornie cierpiąc.
- No to zmieńcie mnie w człowieka!
- Tego też się nie da.- Westchnąłem.- Gdybyś był mieszańcem to może by się dało wzmocnić ludzką naturę, ale na to nie było by to przyjemne i skuteczne w stu procentach. Ty jesteś czystej krwi więc to nie możliwe. Przykro mi malutki.
- W takim razie wcale nie chcę używać mojej elfie magii. Nie chcę się uczyć żadnych magicznych sztuczek.
- No to problem z głowy.- Nix rozłożył się na sofie.- Musimy tylko uważać żeby cię nikt nie zobaczył.

III Pierwszy dzień w nowym domu



Rajuga

Chłopiec był bardzo zmęczony i właściwie zasypiał mi na rękach. Zaniosłem go do łazienki i ostrożnie wymyłem, a następnie zająłem się wszystkimi zranieniami i jego kostką. Ubrałem go w swoją starą piżamę, która oczywiście była na niego za duża, ale na kilka nocy powinna być dobra. Położyłem go do łóżka i dałem mu przytulić się do mojego ulubionego jaśka. Przyjrzałem mu się. Chłopiec był prześliczny. Zwłaszcza jak go wymyłem z tego całego brudu. Zauważyłem, że ma bardzo długie i gęste rzęsy. Brwi wygięte w łagodne łuki i gęste puszyste proste włosy. Zupełnie nie jak chłopiec. Okryłem go i upewniłem się, że na pewno śpi i sam poszedłem wziąć pożądaną kąpiel. Położyłem się przy Eve'im i przygarnął do siebie. Był taki drobny i wydawał mi się kruchy w moich ramionach. Patrząc na niego czułem wewnętrzną potrzebę troszczenia się o niego i zrozumiałem, że to jego elfie oddziaływanie wzmocnione królewską krwią i byciem dzieckiem. Więc czy na pewno zrobiłem dobrze zabierając go do siebie? Może jednak powinienem go zostawić w tej świątyni? Ale przecież to tylko dziecko. Niewinne dziecko, które zostało oszukane i skrzywdzone. Przecież ja też kiedyś przeszedłem coś podobnego. Eve mi teraz ufa i wierzy, że naprawdę się nim zaopiekuję. Nie mogę go zawieść.
- Mój mały...- Przytuliłem go mocniej i zamknąłem w końcu oczy. Muszę się wyspać żeby móc się zająć moim małym chłopcem. Rankiem cichutko wyminął się z łóżka żeby zrobić śniadanie.

Eve

Obudziłem się w miękkim łóżku. Nie chciało mi się wstawać. Z resztą jak będzie pora wstawania to po mnie przyjdą... Nie. Nie przyjdą. Teraz nie mieszkam już w pięknym pałacu w otoczeniu służby i centrum uwagi taty. Teraz mieszkam z Raju. W jego domu w mieście pełnym wampirów i ludzi. Otworzyłem w końcu oczy. Słońce wciskamy się przez zasłony. Usiadłem odruchowo tutaj do siebie małą podusię. Piżama, którą miałem na sobie była dużo za duża, ale ciepła i miękka. Zrzucił kołdrę i spojrzałem na moje nogi. Na zraniona kostce miałem ładny opatrunek, który skutecznie ją unieruchamiał. Pociągnąłem nosem, bo wydawało mi się, że coś czuję. Faktycznie coś czułem. Coś bardzo smakowitego. Wyszedłem z łóżka skacząc na zdrowej nodze wyszedłem z pokoju. Przechopsałem przez cały korytarz i powolutku po schodach na dół i znowu korytarzem. Kierowanej się pysznym zapachem i odgłosami, aż w końcu dotarłem do jadalni połączonej z kuchnią. Zobaczyłem Raju krzątającego się po kuchni. Robił Naleśniki! Zacząłem obserwować.
- Wiem, że tam jesteś Eve. Wygodniej będzie Ci przy stole.- Raju odwrócił się do mnie i podszedł. Wziął na ręce i usadził przy stole.- Zaraz będzie śniadanie. Dobrze spałeś?
- Tak... Ale która godzina?
- Dziesiąta, a co?
- A ile staliśmy?
- Coś koło pięciu godzin.- Podrzucił naleśnika w powietrzu.
- I jestem taki wypoczęty?- Zdziwiłem się.- Po tym, co się działo w nocy?
- Przed snem dałem Ci do picia wody. Był w niej środek usypiający. Dzięki temu jesteś taki wypoczęty i twój rytm dobowy nie został zaburzony. Ja też to piję żeby mieć jak najwięcej dnia. No i ja jestem przyzwyczajony do aktywności nocą i krótkiego spania. Proszę bardzo. Stos naleśników dla głównego chłopca!- Postawił przede mną talerz z pięcioma puszystymi naleśnikami. Pachniały owocami leśnymi.- Czekolada czy karmel?
- To i to!- Zawołałem rzucając się na śniadanie.- Mmm... Ale dobre! Jesteś niesamowity Raju!
- Cieszę się, że Ci smakuje. Jedź ile chcesz.- Uśmiechnął się, ale jednak odłożył sobie trzy sztuki ze stosu pomiędzy nami, na którym było chyba z dwadzieścia pysznych placków.- Kiedy się najesz zabierzemy się za kupienie ci ubrań.
- Przecież nie mogę wyjść na ulicę.- Pochłonąłem już dwa Naleśniki i zabierałem się za trzeci.
- Przez Internet mały.- Zaśmiał się.- Kosmetyki dla ciebie mogę kupić sam. Ale ubrania będzie wygodniej zamówić. Będziesz mógł wybrać sobie te, które Ci się będą podobać. Przyślą je, ty sobie poprzymierzasz i najwyżej odeślemy te, które Ci jednak nie będą leżały.
- Skoro tak mówisz to dobrze.- Przytaknąłem.- A gdzie Pyszczek?
- Śpi sobie w swoim domku. W sypialni na Kołodziejczyk stoi taki mały domeczek jak dla lalek.
- To jest domek Pyszczka? Jak uroczo.- Uśmiechnąłem się.
- Uznałem to za lepsze niż żeby miał sypać w szafie i zaplątywać się w ubrania.- Pokazałem głową znowu się zgadzając.
Po śniadaniu Raju zaniósł mnie z powrotem na górę i wróciliśmy do łóżka. Wampir wziął laptopa i zaczęliśmy zakupy. Przytuliłem się do ramienia Raju. On jest dla mnie taki dobry. I czuję się bezpieczny...

Rajuga

Kupowaliśmy ubrania, kiedy Eve przestał mi odpowiadać. Spojrzałem na niego. Miał zamknięte oczy. Dotknąłem jego czoła. Był rozpalony. Od razu zostawiłem laptopa i poszedłem do kuchni po lekarstwa i podałem je chłopcu. Już poprzedniego dnia byłem przekonany, że będzie gorączkować. Eve spędził cały dzień w łóżku. Mimo że źle się czuł to się nie skarżył tak jak się spodziewałem po dziesięciolatku. Było spokojny i grzecznie lokal lekarstwo w przerwach między spaniem.
Wieczorem sprawdzałem po raz ostatni czy wszystko jest pod ręką Eve'iego. Musiałem iść do pracy, a nie chciałem żeby chłopiec zbytnio się oddalał od łóżka.
- Raju...- Cichy głosik elfika przyciągnął moja uwagę.
- Tak Eve?
- Jak wrócisz z pracy to położyć się spać obok mnie?
- Oczywiście, że tak. Obiecuję, że to właśnie mnie pierwszego zobaczysz, kiedy rano się obudzisz.- Pogłaskałem chłopca po głowie.- Dobranoc Eve.- Zaczekam aż zaśnie, zabrałem Puszcza i udałem się do pracy uprzednio włączając wszystkie zabezpieczenia. Teraz nikt się nie wśliźnie i Eve jest bezpieczny. Może i aż takie zabezpieczenia to lekka przesada w i tak dobrze zabezpieczonym mieście, ale ostrożności nigdy dość.

II Zaopiekuję sie tobą



Rajuga

Ubrałem chłopca w moją kurtkę wojskową. Jest ciepła i wygodna. Chociaż wisiała na nim wyglądał całkiem uroczo.
- Jest chłodno. Jeszcze byś mi się rozchorował. Nie mogę opuścić stanowiska przez skończeniem zmiany, więc będziesz musiał siedzieć razem ze mną. Jak będziemy się zbierać to wtedy szybko zaniosę cię do kryjówki i zostawię...
- Nie porzucaj mnie!- W zielonych oczach chłopca malował się strach.- Obiecałeś mi, że się mną zaopiekujesz!
- Nie chcę cię porzucić. Ale nie mogę cię wnieść do naszej kwatery. Zabiliby ciebie i mnie jak tylko by cię wyczuli. Schowam cię w mojej kryjówce na pół godziny i wrócę. Obiecuję. A póki, co to posiedzisz ze mną.
- Dobrze. Ale wróć tak szybko tak tylko się da dobrze?
- Oczywiście. Złap się mocno. Wejdziemy na drzewo.- Upewniłem się, że chłopiec się trzyma i zacząłem się wspinać. Na górze usadziłem Eve'iego w moim ulubionym miejscu. Mógł wygodnie usiąść i oprzeć się o pień. Sięgnąłem do torby wiszącej na gałęzi nad nami.- Proszę. Może i nie jakieś wykwintne, ale zawsze.- Podałem chłopcu rację żywnościową.
- Myślałem, że wampiry żywią się krwią...- Odparł jednak zabrał się za jedzenie.
- Owszem, ale zwykle jedzenie też jest dla nas ważne. Wiesz to wynika z tego, że ludzie i wampiry mieszają się ze sobą. Dzięki temu wampiry uodporniły się na słońce. Kiedyś, kiedy się nie mieszaliśmy słońce bardzo nam dokuczało. Teraz jest dla nas przyjemne. W dodatku jesteśmy zdolni do przyswajania normalnego jedzenia.
- A wcześniej nie mogliście?- Elfik całkiem łapczywie wcinał.
- Podobno od zwykłego jedzenia wampiry chorowały. Ale to było dawno temu.
- A co mają od was ludzie?
- Są przede wszystkim mocniejsi. Dawni ludzie byli słabi. Teraz dodatkowo mogą być dłużej aktywni przez całą dobę, a nie tylko w dzień. Żyjemy w symbiozie od wieków. U nas nie ma różnicy czy jesteś człowiek czy wampir. Wszyscy jesteśmy sobie równi.
- Żyjecie w idealnym świecie.
- No nie do końca. Zdarzają się przypadki morderstw i innych przestępstw. W dodatku granica nie jest bezpieczna. Nawet każde miasto czy najmniejsza wioska jest chroniona murem. Chciałbym żeby wojna się skończyła. Kiedy byłem mały moja wioska została zniszczona. Przeżyłem ja i jeszcze dwójka dzieci, z czego jeden to mój kuzyn, a druga to ludzka dziewczyna. Nasza wioska była typową zielarską wioseczką w lesie. Każdy znał każdego. Mieliśmy może z piętnaście domów, dwa medyczne i piękną studnię na samym środku. I wszystko spłonęło w jedną noc.- Zakończyłem smutno.
- Może wojna się skończy. Ja też bym chciał żeby był pokój. Gdyby nie było wojny to wszystkie rasy mogłyby żyć razem. I wtedy mógłbyś mnie spokojnie wziąć do domu i się nie martwić.
- To by było cudowne. Spróbuj się przespać. Obudzę cię, kiedy będziemy się zbierać. Na pewno jesteś bardzo zmęczony.- Pogładziłem go po puszystych blond włoskach. Chłopiec zamknął oczy i przygarnął do siebie moją torbę. Pomyślałem, że oprócz ubrań będę musiał kupić mu również kilka zabawek i przytulanek.
Ustawiłem się i zacząłem obserwować. Wkrótce usłyszałem terenie drobnych skrzydeł i na moim ramieniu wylądował nietoperz. Pogłaskałem mojego pupila po główce.
- Hej Pyszczek. Będziemy od dziś mieć nowego członka rodziny wiesz?- Stworzono wydało z siebie dźwięk oznaczający radość. Zdałem malucha z ramienia i schowane do kieszonki na piersi,  w której lubi spać. Chwilkę się kręcił, ale w końcu mała ciepła kuleczka znieruchomiała.

Eve

Próbowałem zasnąć, ale nie mogłem. Leżało cicho. Raju rozmawiał z czymś, co do niego przyszło i nazwał to Pyszczek. Długo leżałem nieruchomo aż w końcu nie wytrzymałem.
- Raju nie mogę zasnąć.- Poskarżyłem się.
- Jeszcze trochę maluchu. Trzy godziny i będziemy się zbierać. Musisz jeszcze trochę wytrzymać i pojedziemy do domu.- Wziął mnie za rękę.- Jak przyjedziemy to pójdziemy się umyć, zjemy coś porządnego i pójdziemy spać w wygodnym łóżku.
- Będę mógł spać razem z tobą?- Spytałem z nadzieją.
- Oczywiście Eve. Moje łóżko jest wystarczająco duże żeby zmieścić trzech dorosłych mężczyzn. Jeden mały chłopiec na pewno nie będzie mi przeszkadzać.- Uśmiechnął się.
- Ale ja kiedyś urosnę.
- Wtedy też nie będziesz mi przeszkadzać. Cieszę się, że ze mną będziesz. Będzie mi bardzo miło widzieć twoją słodką buzię za każdym razem jak się obudzę. Nawet jak będziesz już duży. Ważne żebyś się uśmiechał i był szczęśliwy. Obiecuję, że zrobię dla ciebie wszystko żeby cię uszczęśliwić. Będziemy się bawić i miło spędzać czas. Kupię Ci ładne ubrania i zabawki. I będziesz mógł spać ze mną, kiedy tylko będziesz chciał. Chcę się tobą zaopiekować najlepiej jak tylko będę mógł.
- Jak starszy brat?
- Jeśli chcesz żebym był starszym bratem to nim będę.- Poczochrał mnie.
Już do końca zmiany rozmawiał ze mną i przedstawił mi Puszcza. Okazał się być najwyraźniej uroczym nietoperzem. Stworzonko było bardzo słodkie i pocieszne. I bardzo mną zainteresowane. Wspinał się po mnie i wąchał tym malutkim noskiem żeby w końcu polizać mnie po policzku. Kiedy zbieraliśmy się już do domu Raju schował Pyszczka do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Trzymasz się mocno?
- Aha.- Dla pewności poprawiłem swój wątły uścisk.
- No to lecimy.- Złapał mnie mocno i pojedziemy przez las. Widziałem jedynie rozmazaną zieleń i brąz, ale nic więcej, a wiatr szarpał mi włosy.- No i jesteśmy.- Obejrzałem się. Zobaczyłem bardzo stary, malutki domeczek porośnięty mchem i innymi roślinami.
- Jej... Tu jest uroczo.
- Tak wiem. Tylko ja wiem o tym miejscu. To moja tajna baza. Schowam cię tu. Nikt tu nie zajrzy. W środku wygląda lepiej.- Wniósł mnie do środka. Faktycznie w środku było zupełnie inaczej. Były porządne sprzęty i nawet łóżko!- Możesz spróbować zasnąć. Jak zaśniesz to nie będę cię budzić.- Poradził mnie na łóżku i ucałował w czoło. Kiedy wyszedł poczułem się trochę samotny, ale obiecał, że wróci po mnie, więc położyłem się i zamknąłem oczy.
Obudziło mnie delikatne dotykanie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Raju uśmiechnął się i przytulił mnie. Zaniósł mnie do samochodu zaparkowanego kawałek dalej.
- Nikt nie powinien cię zobaczyć, więc muszę cię schować.- Otworzył skrytkę pod tylną kanapą. W środku też była obita tapicerką. Dotknąłem jej.
- To prawdziwe futerko?- Spytałem niepewnie.
- Oczywiście, że nie. To zamsz, ale bardzo dbam o moje autko, więc sprawia wrażenie prawdziwej skóry.
- A ten zapach?
- Specjalny sprej.- Poradził mnie i sięgnął do schowka. Podał mi puszkę ze sprejem zapachowym. Psiknąłem i poczułem takim sam zapach. Już uspokojony położyłem się grzecznie.- Za godzinę dojedziemy, więc możesz się zdrzemnąć.
- Dobrze Raju.- Zamknąłem oczy i Raju mnie zamknął. Odleciałem...
Kiedy dojechaliśmy wtuliłem się w niego szczesliwy widząc mój nowy dom.

I Spotkanie



Rajuga

Jestem Rajuga i mam dwadzieścia dwa lata, czyli tyle, co nic. Ale mimo młodego wieku mam stopień kapitana nocnej straży. To, dlatego że jak to ujął mój nauczyciel jestem, niebezpiecznie groźny”, Ale to tylko w sytuacjach zagrożenia. Normalnie jestem naprawdę miłym chłopakiem. Nie mniej na patrole chodzę samotnie.

Siedziałem właśnie w punkcie widokowym niedaleko starej świątyni. Podobno kiedyś składano w niej ofiary z elfów wysysając z nich całą magiczną krew. Podobno może zaspokoić głód na cały miesiąc i dać większą siłę, szybkość i ogólnie polepszyć wszystko. Nie wiem. Nigdy nie jadłem elfa, ale na pewno w końcu to zrobię. Osobiście to nienawidzę tych istot podwójnie. Raz jestem wampirem, a to elfy wywołały tą wojnę trwającą już kilka tysiącleci. I dwa, kiedy byłem mały elfy wybił całą moją wioskę. Tylko trójce dzieci łącznie ze mną udało się przeżyć. Te istoty traktują nas jak najgorsze plugastwo, a same nie są święte.  Dostrzegłem jakiś ruch i jakieś dwadzieścia metrów przede mną stanął elf i od razu do mnie strzelił. Dostałem w pierś, ale tylko udawałem śmierć. Tak na prawdę to moja specjalna kurtka zatrzymała strzałę. Spadłem w zarośla i obserwowałem z ukrycia. Do strażnika dołączyło jeszcze dwóch. Jeden miał na ramieniu związane i zakneblowane dziecko. Po ubraniach doszedłem do wniosku, że to chłopiec z wysokiej szlachty. Powinienem ich zdjąć, bo przekroczyli naszą granicę, ale byłem ciekaw, co kombinują.  Skradając się poszedłem za nimi do świątyni. Używając przejść dostałem się na piętro i patrzyłem. Chłopiec został uwolniony, lecz był bity. Jego płacz i krzyki odbijały się echem. Ale co mnie to obchodzi. To elfy. Niech se robią, co chcą. Zatłuką dzieciaka, a kiedy odejdą wyssę z niego krew. Przecież nie może się zmarnować. Taka okazja może się długo nie powtórzyć, chociaż... Może go uratuję i utrzymam przy życiu? Będę mieć stały dostęp do jego krwi. Tak! Będzie moim zwierzątkiem. No to do roboty. Zostawiłem łuk z nałożoną strzałą i przebiegłem na drugą stronę okrągłego tarasu. Naciągnąłem dwie ręczne kusze i opierając je o balustradę wymierzyłem i strzeliłem. Ziu! Dwa cele padły. Jeszcze jeden. Pobiegłem do łuku i strzeliłem w plecy ostatniemu. W kilka chwil w sali słychać było już tylko płacz chłopca. Zeskoczyłem na dół. Zabrałem to, co moje i elfią broń. Spojrzałem na chłopca. Czołgał się używając tylko jednej ręki, bo druga była połamana tak jak jego nogi. Coś mnie w tym widoku ścisnęło. ,,To dziecko. Ale dziecko, które dorośnie i będzie zabijało wampiry! No, ale zaatakowali go jego współbracia... Wampiry nie robią takich rzeczy. Może jak mu pomogę to on mi się odwdzięczy? Tak i wbije nóż w plecy!"
- Wiesz, że w tym stanie będziesz umierać przez trzy dni?- Podszedłem do chłopca. Mały obrócił się i odsłonił szyję.
- Zjedz mnie... Nie chcę umierać przez trzy dni.- Zapłakał. Nachyliłem się nad nim wysuwając kły z pochew. Tak mam takie nietypowe uzębienie.

Eve

Nie rozumiałem, co się dzieje. Spałem sobie u siebie w komnacie, kiedy nagle ktoś mną szarpnął i zostałem związany i zakneblowany. Słyszałem głosy. Mówili że król kazał pozbyć się mnie. ,,Tata? Dlaczego? Przecież, kiedy kładł mnie do snu mówił mi, że mnie kocha, więc dlaczego?" Zabrali mnie gdzieś nie wiem gdzie, ale kiedy znalazłem się w jakiejś świątyni i zaczęli mnie bić, byłem przerażony. Płakałem głośno i prosiłem żeby mnie nie bili. Nagle świsnęło parę razy i nikt mnie nie bił. Zacząłem uciekać, ale tylko pełzłem. Czułem zapach wampira i po chwili go usłyszałem. Przekręciłem się na bok i odsłoniłem szyję.
- Zjedz mnie... Nie chcę umierać przez trzy dni.- Zapłakałem. Zamknąłem oczy i czekałem aż mnie ugryzie. Ale zamiast mnie wyssać on... Mnie przytulił.
- Nie skrzywdzę niewinnego dziecka.- Powiedział cicho.- Zajmę się tobą. Jesteś ranny. Pomogę ci mały.
- Jestem elfem. Powinieneś mnie zabić.- Pisnąłem, kiedy mnie podniósł i zaczął gdzieś iść.
- Powinienem, ale jesteś tylko niewinnym dzieckiem. Poza tym zaatakowali cię twoi pobratymcy. A to jest coś, z czym nie mogę się zgodzić.
- Ale ja jestem księciem. Mój ojciec prowadzi tą wojnę. Jestem jego następcą... Byłem... Nie ważne. Nie mam gdzie iść.
- To tym bardziej. Zajmę się tobą. Wydobrzejesz i będziesz ze mną mieszkać. - Wyniósł mnie na dwór. Było ciemno. Szedł powoli i spokojnie.
- Wampiry mnie zabiją.
-  Nie ruszą cię. Będę pilnować żeby cię nie zobaczył ani wywęszyły. No dobrze pokaż mi się.- Posadził mnie na pniu powalonego drzewa i obejrzał.- Myślałem, że będzie gorzej. Złamana jest tylko lewa noga, prawa jest tylko skręcona w kostce. Z ręką też dobrze. Zaraz ci ją nastawię.- I zrobił tak jak powiedział. Krzyknąłem, ale po chwili już nie bolało i mogłem się normalnie ruszać. Usztywnił mi jeszcze nogę.- Jeszcze te zranienia. To na ramieniu mnie martwi. Dotknął mojego ramienia. Na palcach zostało mu trochę mojej krwi. Widziałem jak próbuje się powstrzymać przed odruchem. Ale i tak je oblizał.- Masz nie dobór żelaza.- Stwierdził opatrując mi ramię.- Dobrze idziemy do domu. Tam cię umyję i znajdę jakieś ubranie, ale jesteś bardzo mały. Moja koszula będzie na tobie wyglądać jak sukienka. Wiem, że nie lubicie jeść mięsa, ale w twoim przypadku będziesz musiał to przeboleć mały.
- Eve. Mam na imię Eve.- Powiedziałem cicho.
- To ładne imię. Ja nazywam się Rajuga. Ale wystarczy samo Raju.

V Poznajcie się



Głupi aniołek. Jest cholernie irytujący. I słaby. Specjalnie pogłośniłem muzykę żeby zobaczyć jak zareaguje, a ten zamiast się zezłościć to zawinął się do siebie. Skoro to niby on jest starszy to mógłby to wykorzystać. Kilka godzin z nim spędziłem i mam go dość, a mam z nim spędzić resztę życia? Bogu chyba coś się potentegowało. Ale wyboru nie mam.
Obudziły mnie irytujące dźwięki. Ale bynajmniej nie wydawały ich Kelpie tylko mój braciszek od siedmiu boleści. Na moje nieszczęście mamy wspólny balkon, a tej kulce pierza zachciało się śpiewać z samego rańca. Głos ma nawet niezły ale no na Mrok mógłby sobie darować to świergolenie. Niezadowolony wyszedłem z ciepłego łóżka i otworzyłem drzwi na balkon.
- Zamknij mordę bekso!- Wrzasnąłem nawet nie zadając sobie trudu by wyjść. Kometa od razu się zamknął więc zadowolony wróciłem spać.
Do śniadanie miałem spokój, ale nie pogniewałbym się gdyby ten spokój trwał dłużej. Ja tu chcę spokojnie zjeść, a ten nawija i nawija. W dodatku nie jest ani trochę zły na mnie za to jak go traktuję!
- Bardzo lubię czekoladę. Nie ważne jaką ważne żeby była. A ty?
- Też...
- Albo ciastka z kremem i owocami?
- Z wierzchu chrupiące, a e środku mięciutkie.- Mruknąłem dłuższą odpowiedź w nadziei że się w końcu zamknie.
- Dokładnie! Jednak mamy coś wspólnego!
- Oby tylko gusta kulinarne.
- Czemu jesteś taki mrukliwy? Ja jestem bardzo tobą zainteresowany i chcę nawiązać kontakt, a ty mruczysz i stękasz.
- Bo cię nie lubię bekso i nie chcę się poznawać.- Warknąłem i doszedłem od stołu.
Poszedłem do siebie żeby się przebrać. Miałem zamiar poćwiczyć żeby się zrelaksować. Nie spotkałem na swojej drodze tej płaksy więc zadowolony wkroczyłem do mojej prywatnej sali i szczęka mi opadła. Kometa już tam był! Na nowo zezłoszczony podszedłem do niego i złapałem.
- A co ty tu robisz?!
- No jak to co? Czekam na ciebie. Chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu żebyśmy się dobrze poznali.- Jego szczery uśmiech tylko jeszcze bardziej mnie zirytował.
- Wypad. To jest MOJA prywatna przestrzeń i sobie nie życzę być się tu wałęsał jak smród w gaciach.- Pchnąłem go do drzwi.
- Czemu ty jesteś taki uparty?
- Bo tak! Bo taką mam naturę i tego nie zmienisz. Nie obchodzi mnie to że jesteśmy braćmi. Nie uznaję cię za brata. Było mi dobrze aż do wczoraj. Miałem normalne życie i nie byłem porównywany do nikogo. A teraz ty się pojawiłeś. W dodatku jesteś pieprzonym aniołem. Od teraz będę ciągle do ciebie porównywany. W domu nikt nie pyplał mi tyle nad uchem i nie wnerwiał tak jak ty. Z chęcią zrobiłbym ci jakąś krzywdę ale obiecałem tacie że będę dla ciebie miły. Ale ty jesteś tak słodki i uroczy że nie wytrzymuję. ,,O patrzcie na mnie! Jestem uroczym aniołkiem! Kocham cały świat i wszystkich w do dokoła! Weźmy się za ręce i tańczy śpiewając wesoło!"
- Ja wcale tak nie mówię...
- Ale tak się zachowujesz. Jesteś samolubny.
- Nie prawda!- Jego głos przeszedł w pisk który jeszcze bardziej mnie rozsierdził.
- O czyżby? Bez przerwy za mną od rana łazisz i trajkotasz o tym jacy to jesteśmy do siebie podobni. Patrzysz tylko na siebie. A może by wypadało zapytać czy ja mam ochotę rozmawiać i odpowiadać na te twoje wszystkie durne pytania. Koniecznie chcesz się zaprzyjaźnić. Ale niestety robisz to cholernie źle. Czy ty jesteś taki głupi czy ślepy że nie widzisz że twój sposób nie działa, a wręcz przeciwnie przynosi odwrotny skutek?! Jeśli tak bardzo chcesz się do mnie zbliżyć to znajdź do cholery inny sposób. Ale to ci nic nie da bekso. Ja nigdy cię nie polubię! Nigdy cię nie zaakceptuję. Zawsze będę cię nienawidzić! A teraz się wynoś zanim zrobię ci krzywdę!- Kometa uciekł z płaczem i nie widziałem go do obiadu kiedy to pojawili się nasi ojcowie. Albo ten aniołek świetnie udawał że nic się nie stało albo na sklerozę. To drugie by mnie nawet nie zdziwiło.
Popołudnie spędziłem z tatą zadowolony z braku obecności aniołów. Tylko ja, tata i lekcja malarstwa. Nie chciałem żeby wieczorem wracał. To znaczyło że znowu mnie zostawi z tą beksą. Wyjątkowo niezadowolony pożegnałem się z tatą i jak tylko znikł poszedłem do siebie. Może i wystrój większości naszego pałacyku mi nie odpowiada za bardzo to na szczęście moja prywatna cześć daje rade, chociaż pewnie każę służbie trochę przerobić. Sypialnia wygląda nawet dobrze. Ważne że to jasne ziemskie słońce nie budzi mnie bladym świtem. Ale łazienkę to już mam fajną. Zwłaszcza wanna. Wbudowana w podłogę wielkości i głębokości basenu. Mogłem spokojnie w niej pływać co bardzo mi odpowiadało.
Dryfowałem na powierzchni czując jak ten cały dzisiejszy stres odpływa. Już byłem prawie że zadowolony i nawet rozważałem pójście do tej płaksy i przeproszenie za ten mój wcześniejszy wybuch kiedy z mojego pokoju dobiegł głośny łoskot i krzyk. ,,No nie co on znowu zrobił?!" Pomyślałem wyskakując z wody i tylko zabijając ręcznik do dokoła bioder. Wtargnąłem do mojej sypialni żeby zobaczyć że pięknie rzeźbiona wielka szafa leży na podłodze w kawałkach. Tak jak jej sąsiedzi.
- Jak? Jak ja się pytam, jak? Cholera jakim cudem?!
- No bo ten bo drzwi były uchylone i wyleciała mi tu kulka od taty. Wtoczyła się pod szafę. Nie mogłem dosięgnąć więc...
- Więc postanowiłeś roztrzaskać mi połowę pokoju tak?
- Nie! Chciałem tylko przesunąć tą szafę żebym mógł wyjąć kulkę. Ale kichnąłem i zaklęcie mi się zachciało i się wywróciła...
- A nie pomyślałeś jełopie jeden żeby zamiast ciężkiego mebla przesunąć tą głupią kulkę?!
- Nie... Nie widziałem jej pod tą szafą więc nie mogłem jej ruszyć. Nie jestem taki dobry w czarowaniu jak tata...
- Dobra świetna bajeczka ale czy ty myślisz że ja jestem jakiś głupi?
- Nie! Oczywiście że nie!
- Więc dlaczego myślałeś że uwierzę w tą bajeczkę? Po prostu chciałeś zrobić mi na złość...- Aniołek złapał mnie za rękę. Tego było za wiele.- Spieprzaj z stąd! Pókim jeszcze dobry spierdalaj!- Znowu uciekł z płaczem.
Oceniłem straty. Cholera nie da się naprawić tych sprzętów. Trzeba je wymienić na nowe. Jak raz to nie ja coś rozwaliłem, ale przez to co się stało odezwała się ta moja furia nad którą nie panuję. Wyszedłem z pokoju wciąż odmiany jedynie w ręcznik. Słyszałem płacz Komety i kierowałem się w jego stronę. Dotarłem do małej kapliczki w jego prywatnej części. Przyskoczyłem do niego i powaliłem na Ziemię.
- Masz pecha aniołeczku. Obudziłeś w demonie prawdziwą bestię.- Warknąłem nie swoim głosem.

IV Macie razem zamieszkać



Nie wiedziałem, o co chodzi. Czemu są tu demony i czemu ten chłopak wygląda tak jak ja? Już chciałem zapytać taty, co to wszystko ma znaczyć, pojawił się Gabriel w krótkim rozbłysku światła.
- Dżib, co tu taj robisz?- Tata był zdziwiony.
- Przynoszę wam nowinę...
- To nie Zwiastowanie Gabriel. Mów, że normalnie.- Asmodeusz przyłączył się do rozmowy.
- Nie mam na to wpływu...- Warknął i odkaszlnął.- Przynoszę wam słowo Boże. Dzieci te powinny być razem, jako że są braćmi i dwiema połówkami jednej całości. Niechaj zamieszkują wspólnie to miejsce i każdego dnia zachowują równowagę między dwiema naturami. Niech Kometa wypełnia swe obowiązki, jako starszy z braci, a Meteor swoje, jako młodszy.
- I co? To koniec?
- Tak koniec Modo! Bynajmniej nie jestem szczęśliwy, że musiałem się tak wysławiać.- Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej coś malutkiego i świecącego. Rzucił to na Ziemię. Znowu błysło i kiedy znów mogłem widzieć zobaczyłem, że stoimy w jakimś bogatym salonie.
- To tyle mojej roboty. Przekazałem nowinę, macie pałac. Teraz róbcie, co chcecie. Ja wracam.- Tak jak powiedział zniknął i zostawił nas samych.
- Kometa... Idź z Meteorem pozwiedzać. My musimy porozmawiać.- Tata lekko pchnął mnie do wyjścia.
- Tak Meteor. Idź z Kometą.- Obaj zostaliśmy wystawieni za drzwi. Szczęknął kluczu i zawibrował czar. Meteor przycisnął ucho do drzwi.
- Co robisz?
- Chcę wiedzieć o czym gadają, kulko piór.
- Podsłuchiwanie jest nie odpowiednie. Poza tym tata zablokował drzwi więc nic nie usłyszymy. Chodźmy pozwiedzać tak jak nas prosili. Może znajdziemy coś ciekawego?- Uśmiechnąłem się i wziąłem go za rękę.
- Masz pięć sekund żeby zabrać tę rękę bo jak nie to ci ją utrącę.- Warknął z groźbą w oczach. Puściłem go posłusznie.
- Jesteś nie miły.
- Ale odkrycie pierzasta kulko. Szanuję tylko kilka osób w tym twojego ojca ale niestety ty się nie zaliczasz do tego grona więc nie mecz na to że będę miły tak jak ty aniołeczku.- Warknął prostując się.- Ale chyba nie mamy wyboru i jesteśmy na siebie skazani dopóki nie wyjdą. Chodź zanim zmienię zdanie i cię tu zostawię.- Nie czekając na mnie ruszył przed siebie. Bez zastanowienia podążyłem za nim.
Dziwnie to wyglądało. On szedł powoli i spokojnie, a ja skakałem do dokoła patrząc i dotykając wszystkiego. Ale moje wesołe zachowanie chyba tylko irytowało Meteora. Ale nie rozumiem o co mu chodziło.
- Hej! Ta część jest bardziej ustronna. Myślisz że znajdziemy tu nasze sypialnie?
- Mam nadzieję. Będę mógł się położyć i od ciebie odpocząć kulko piór.
- Nie nazywaj mnie tak proszę. To jest nie miłe. Używaj proszę mojego imienia.
- Nie mam ochoty.
- Jesteś dla mnie nie miły.
- Już Ci nakreśliłem sytuację. Szanuję tylko kilka osób.
- Ale jesteśmy braćmi! I to ja jestem tym starszym. Powinieneś mówić do mnie po imieniu...- Nie dokończyłem bo zostałem przygwożdżony do ściany.
- Słuchaj uważnie bo nie mam zamiaru się powtarzać. Gówno mnie obchodzi że jesteśmy pieprzonymi bliźniętami i że jesteś ode mnie starszy o kilka minut. Nie lubię cię i nie zamierzam polubić. Będę nazywać cię tal jak mi się będzie chciało. I nie zaczynaj płakać. Łzy niczego nie wskórają. Możemy sobie być braćmi ale tu jesteś aniołem, a ja demonem. Skoro jesteśmy dwiema połówkami jednej całości do powinieneś się domyślić że jestem twoim przeciwieństwem. Dotarło pierzasta bekso?- Wbił we mnie spojrzenie szkarłatnych oczu.
Skuliłem się i tylko pokiwałem głową. Jak tylko mnie puścił to uciekam od niego. Ma rację. Jeśli ja jest dobry i miły to on jest zły i wredny. Ale nie musiał mnie tak potraktować! Usiadłem na podłodze pod drzwiami do salonu w którym tata zamknął się z Asmodeuszem. Minęła godzina, a oni dalej tam siedzieli. Na końcu korytarza pojawił się Meteor niosąc dużą szklaną misę wypełnioną do połowy czymś czerwonym. Jak się zbliżył wyczułem słodki zapach lukrecji. Chłopak usiadł naprzeciwko mnie i żyjąc czerwony sznurek patrzył na mnie z wyższością.
- Dostanę jedną?- Spytałem nieśmiało.
- Może...- Mruknąłem.
- A jeśli bardzo ładnie cię poproszę?
- Zastanowię się.
Proszę daj mi jedną lukrecje Meteor, bardzo proszę.
- Skoro tak ładnie prosisz to...- Wysunął miskę w moją stronę. Wyciągnąłem rękę żeby złapać jeden sznurek...- Nie dam ci. Było sobie przynieść. A nie zaraz. Schowane wszystkie słodycze jakie znalazłem.- Uśmiechnął się chytrze. Cofnąłem się pod ścianę i rozpłakałem.
Dwie minuty później drzwi obok nas w końcu się otworzyły.
- Kometka. Dlaczego płaczesz?- Tata ukląkł przy mnie.
- Meteor jest niemiły...
- Meteor wstań!- Asmodeusz twardo spojrzał na swojego syna który posłusznie wstał.- Kometa to teraz twój brat. Jest wrażliwy więc masz być dla niego miły albo chociaż się starać. Będziecie musieli zamieszkać teraz razem więc musicie nauczyć się żyć ze sobą. A teraz go przeproś.- Meteor posłusznie do mnie podszedł i położył dłoń na głowie.
- Przepraszam Kometa.- Powiedział głosem który był prawie że miły, a w każdym razie neutralny.
Okazało się że tylko my mamy tu zostać. Tata i Asmodeusz mieli wrócić do siebie. Nie chciałem zostać sam z moim bratem. Tata obiecał mi że jutro przyjdzie i przeprowadzi cześć służby żebym miał kogoś kogo znam. Na razie wyczarował mi maskotkę żebym się mógł chociaż do tego przytulić.
Kiedy zostaliśmy sami schowałem się w swoim pokoju. Szybko się umyłem i położyłem nawet nie skupiając na wyglądzie mojego pokoju. Już prawie zasnąłem kiedy z pokoju Meteora który na nieszczęście był przez ścianę obok mojego, zaczęła grać głośna muzyka. Wygramoliłem się z łóżka i poszedłem do brata.
- Meteor ścisz proszę. Jest za głośno i nie mogę spać...- W odpowiedzi muzyka zrobiła się jeszcze głośniejsza. Zrezygnowany wróciłem do siebie i już nie spałem przez resztę nocy.

III Meteor



Durne Kelpie. Nie znoszę ich klangoru z samego rana. Drze się to, to i nie daje spać. Niezadowolony usiadłem na łóżku i wymacałem na szafce nocnej moje okulary i świat znów był wyraźny. Chociaż mógłby być i rozmazany. Dla mnie to bez różnicy. Oczu potrzebuję tylko do malowania. Po całym pałacu mogę się poruszać zamkniętymi oczami i na nic nie wpaść. Chyba, że ktoś ze służby będzie na tyle głupi by na mnie wpaść. Nie to, że nie lubię mojej służby. Dżiny są całkiem spoko. Ja nie znoszę, kiedy ktoś mnie dotyka. Tylko ojciec i Bianka mogą mnie dotykać. Wszyscy inni doskonale wiedzą żeby łapy trzymać przy sobie, chyba, że ja pozwolę się dotknąć.
Zwlokłem się z wyra i skierowałem do szafy. Chwilę się zastanawiałem nad wyborem ubrań, ale szybko się zdecydowałem. Wszystkie moje rzeczy są czarno-czerwone ze względnie kolorowymi wstawkami. Wciągnąłem na siebie czarne spodnie z czerwonymi paskami po bokach, czarne glany do kolan z czerwonymi sznurówkami, czerwoną koszulę i czarną marynarkę. Do tego czarny krawat, złoty zegarek na lewej ręce i srebrny pierścień z krwisto czerwonym kamieniem na serdecznym palcu prawej dłoni. Przeczesałem czerwone u nasady i czarne na końcach włosy do ramion i wyszedłem z pokoju. Prawie od razu wpadłem na tatę.
- Dobrze spałeś Meteor?
- Taa...- Mruknąłem.
- Kelpie cię znowu obudziły?
- No...- Ta... Z rana nie jestem zbyt rozmowny. W ogóle to nie jestem zbyt rozmowny.
Śniadanie zjadłem spokojnie i poszedłem poćwiczyć. Nie mam zbyt wielu ciekawych zajęć, a przy ćwiczeniach czas szybko mi leci. Mógłbym się uczyć magii, bo mam niesamowity potencjał, ale hokus-pokus sztuczki mnie bynajmniej nie podniecają. Wolę raczej oddawać się ćwiczeniom i sztuce. Chociaż zdarza mi się siedzieć w ogrodzie tak bez wyraźnego powodu. Po prosty siedzę na ziemi z zamkniętymi oczami i o niczym nie myślę. Po ćwiczeniach, które wykonywałem do pory obiadu, właśnie tak siedziałem i rozkoszowałem się ciepłem czerwonego głębiańskiego słońca...
- Paniczu...- Niepewny dotyk na ramieniu wyrwał mnie ze stanu zawieszenia.
- Nie... Dotykać... MNIE!- Ścisnąłem rękę służącego i z łatwością cisnąłem przez ramię.- Ile razy mam powtarzać żeby mnie nie dotykać?!
- W-wybacz Paniczu.- Dżin niepewnie pozbierać się z ziemi i ukłonił przede mną.- Pan Asmodeusz już na ciebie czeka.
Wstałem i po prostu poszedłem. Nie miałem zamiaru przepraszać. Wszyscy wiedzą żeby mnie nie dotykać. Mógł zwrócić moją uwagę inaczej. Więc to jego wina, że nim rzuciłem.
Poszedłem do mojej pracowni gdzie męczyłem już pięć dni jeden obraz. Tata uczy mnie malować. Mam do tego talent tak jak on. Ale ja wkładam w malowanie własne emocje i to jest mój problem.
- Nie tak. Delikatnie. Jeśli będziesz tak mocno dociskać pędzel to go zniszczysz razem z płótnem. Zobacz.- Tata wziął mnie za rękę i pokierował.- Widzisz?
- Widzę. Jestem po prostu zirytowany.
- To nie jest żadną nowość.- Stwierdził puszczając do mnie oko.
- To nie moja wina, że tyle rzeczy mnie drażni.- Odwruciłem się żeby nie zobaczył, że się czerwienię.- Robię, co mogę żeby się zrelaksować, ale zawsze coś albo ktoś znowu mnie denerwuje jak już prawie się uspokoję.
- To się nazywa okres buntu. Ale ty go masz od małego.
- Tato!
- No już, już. Wiesz, że nie myślę tak na poważnie. A teraz idź do siebie i odpocznij. Z tego...- Wskazał niedokończony obraz i zmaltretowane przeze mnie pędzle.- Już nic dzisiaj nie będzie. Muszę i tak wyjść.
Kiwnąłem głową i wyszedłem. Zamknąłem się u siebie i starałem się uspokoić. Czasem miewam istne napady szału i wtedy się nie kontroluję. Wszystko, co znajdzie się w moim zasięgu przestawało istnieć. Dzisiaj właśnie miałem taki napad. Żebym nie niszczy przypadkowych przedmiotów w całym pałacu tata wyznaczył dla mnie pokój, w którym mogę się wyżyć. Dżiny po każdym moim napadzie szału muszą sprzątać i wstawiać nowe meble i szybkie rzeczy, jakie wcześniej się tam znajdowały.

Tydzień później móc, ale urodziny, ale jakoś mi to wisiało. Nie pierwsze i nie ostatnie. Ale tata coś sobie wymyślił, że zabierze mnie na Ziemię i pokaże mi miejsce, w którym mnie znalazł. Doskonale wiem, że jestem znajdą, ale guzik mnie to obchodzi. Dopóki żyję tak jak teraz to mi to wisi czy tata mnie znalazł czy spłodził. Wkrótce zjawił się Archanioł Razjel.
- Błękit.- Mruknąłem z pogardą. Nie odnośnie Pana Tajemnic, bo należy do wąskiego grona istot, które dziwacznym trafem szanuję. Jak ktoś znajduje się poza tym gronem to ma pecha, więc może się pogodzić z tym, że będzie przeze mnie zwyczajnie nieznoszony. Chodzi mi o kolor jego szaty. Nie znoszę błękitu. Już niebieski mnie irytuje, a ten odcień to już według mnie powinien przestać istnieć. Za Archaniołem chować się chłopak i wydawał z siebie irytujące dźwięki. Ale coś było z nim nie tak.- Czemu ten wypłosz wygląda tak jak ja?- Spytałem. Zobaczyłem, że chłopak zaczyna płakać.- Beksa.- Mruknąłem i wróciłem do mojego poprzedniego zajęcia, czyli kopania glanem w ziemi. Zastanawiałem się ile mi zajmie wykonanie tego kamienia, na który się uwziąłem.

II Kometa



Jak co rano obudziłem się pełen energii. Wyskoczyłem z łóżka i odsłonie zasłony. Dzień był taki piękny! Jak każdy z resztą w szóstym niebie, ale to i tak nie zmienia faktu, że każdy poranek jest cudowny. Otworzyłem okno by wpuścić do komnaty świeże powietrze. Ach! Ten cudowny zapach kwiatów i śpiew ptaków. Wyszedłem na balkon i zaśmiałem się do słońca. Zaćwierkałem i już po chwili byłem otoczony przez piękne kolorowe ptaszki.
- Dzień dobry przyjaciele! Jesteście głodne?- Spytałem i podniosłem szklaną pokrywkę, pod którą w srebrnej misie były okruszki i ziarenka dla ptaszków. Wziąłem trochę na dłoń.- Częstujcie się!- Ptaszki od razu ruszyły do jedzenia, a dwa najmniejsze jadły mi prosto z dłonie. Mam wiele talentów i darów, a jednym z nich jest to, że wszystkie stworzenia do mnie lgną, a ja potrafię się od razu z nimi zaprzyjaźnić. Gdy ptaszki już odleciał zostawiłem karmidełko otwarte by w dzień też mogły sobie podzióbać.
Wróciłem do komnaty i ubrałem się tak, jak co dzień. Białe przylegające spodnie, błękitne przylegające buty, biała tunika z błękitnymi wstawkami i obszyciami oraz błękitna niezapięta szata. Moje długie, białe u nasady i błękitne na końcach, włosy splotłem tak jak tata w warkocz i przerzuciłem przez lewe ramię. Poprawiłem jeszcze moje wielgachne, miękkie łóżko z baldachimem i wyskoczyłem z komnaty zmierzając do jadalni. Gdy zobaczyłem wysoką, chudą postać o czarnych włosach rozpędziłem się i skończyłem.
- Tata!
- Ach, Kometa! Nie strasz tak taty z samego rana.- Zdjął mnie ze swoich pleców i postawił przed sobą.- Dobrze spałeś?
- Tak tato! Doskonale!- Zawołałem roześmiany.- Dzień zapowiada się cudowne! Tak jak zawsze!
Dzień był cudowny, tak jak zawsze. Cała służba, kiedy tylko ktoś mnie zobaczył to się do mnie uśmiechał. W ogrodzie otoczyła mnie wszyscy jego mali mieszkańcy, a kwiaty sprawiały wrażenie jakby tańczyły razem ze mną. Ale moje życie to nie jest tylko wesoła zabawa.
Uczę się też magii i to bardzo pilnie. Tata mówi, że mam naturalny talent do czarów i często mnie chwali podczas ćwiczeń.
Wieczorem tata pozwolił mi wziąć jego famy i powróżyć.
- Tato zobacz. Wyszła mi nieoczekiwana zmiana i przygoda. I że spotkam kogoś...
- Naprawdę? Pokaż.- Nachylił się nad kartami i przyjrzał.- Faktycznie. Zdolny jesteś. Pierwszy raz dałem Ci wróżyć i od razu udało Ci się poprawnie zinterpretować, co mówią karty.
Tydzień później moja wróżba się spełniła i spotkałem tego kogoś. Tata zabrał mnie do miejsca gdzie mnie znalazł. Doskonale wiedziałem, że nie jestem prawdziwym synem mojego taty, ale to nie zmienia faktu, że to mój tata i że mnie kocha, a ja kocham jego. Ale ten Ktoś...
- Tato... Czemu on wygląda tak jak ja? I dlaczego patrzy na mniemam na jakieś dziwadło?- Spytałem chowają się za tatą przed wzrokiem szkarłatnych oczu nastoletniego demona stojącego u boku samego Asmodeusza.- Boję się go tato.- Pisnąłem.

I Początek



Na ziemi była noc. W niebo upstrzone gwiazdami spoglądał stojący na brzegu jeziora Pan Tajemnic Archanioł Razjel. Sam nie wiedział, czemu zszedł na Ziemię. Normalnie bez powodu nie ruszyłby się ze swojego pałacu w szóstym niebie. Coś kazało mu opuścić nieboskłon i na Ziemi czekać. Ale, na co właściwie? Nie wiedział, ale miał przeczucie, że to, co stanie się tej nocy zmieni jego życie.
Nagle dostrzegł na niebie rozbłysk. Przez niebo sunęła błękitna kometa. Razjel poderwał się rozglądając zwoje skrzydła i podążył za kometą. Czuł, że musi za nią podążyć. Ciało niebieskie mknęło po niebie i szybko zniknęło za horyzontem jednak Archanioł podążał za nią nawet, kiedy stracił ją z oczu. Usłyszał huk i zobaczył wielki rozbłysk. Przyspieszył i wkrótce znalazł się na miejscu upadku komety. W powstałym po upadku kwaterze znajdowało się coś. Pan Tajemnic nie mógł tego od razu dostrzec z powodu blasku jednak usłyszał. Najpierw cichy jednak z każdą chwilą coraz głośniejszy płacz dziecka. Skoczył rozglądając się skrzydła i wylądował tuż przy źródle płaczu. Wśród ziemi i odpadków skały leżało niemowlę i biało błękitnych skrzydłach anioła. Razjel podniósł maleństwo i zaczął kołysać by już przestało płakać. Usłyszał w głowie głos, który zawsze przyprawia go o dreszcz.
-,, Zaopiekuj się tym dzieckiem."- Jako Archanioł, Razjel posłuchał rozkazu. Otulił chłopczyka w swoją błękitną szatę i wrócił do nieba.
Chłopiec otrzymał imię Kometa.

Tej samej nocy w zupełnie innym miejscu i z zupełnie innych powodów na ziemi przebywał również Asmodeusz. Był wyjątkowo szczęśliwy. Jego Bianka wkrótce umrze i będzie mógł z nią być już bez żadnych przeszkód. No chyba, że jego urocza mamuśka Lilith spróbuje czegoś. Oczywiście odmłodzi swoją lubą by już zawsze była tak piękna jak wtedy, gdy się poznali.
Była już późna noc, jeśli nie wczesny ranek i Modo był już zalany w trupa. Zebrało mu się na wałęsanie. Dotarł na obrzeża miasta, kiedy zobaczył na niebie meteoryt pędzący na spotkanie z powierzchnią błękitnej planety. Przybrał swą prawdziwą postać i machając skórzastymi skrzydłami podążył za kosmicznym pociskiem. A co tam. Fajnie będzie mieć w ogrodzie kamyczek z kosmosu. Meteor w końcu uderzył wzbudzając wstrząs.
Zgniły chłopiec szybko dotarł na miejsce jednak nie mógł od razu zobaczyć obiektu, za którym podążył. Jednak momentalnie wytrzeźwiał, gdy usłyszał płacz dziecka. Od razu wskoczył do krateru i pośród odpadków skały kosmicznej odnalazł niemowlę. Miało tak jak on skórzaste skrzydła i płakało bardzo głośno.
-,,Zaopiekuj się tym dzieckiem."- Asmodeusz pierwszy raz w życiu usłyszał głos Pana, który zwalił go z nóg. Zbyt oszołomiony bu odmówić Asmodeusz zdjął swoją kurtkę i opatulił chłopca, po czym wrócił do Otchłani.
Chłopiec dostał na imię Meteor.

Obaj chłopcy dorastał wychowywani przez swoich przybranych ojców całkowicie nieświadomi istnienia siebie nawzajem, mimo iż byli bliźniętami.
Błękitny Kometa i Szkarłatny Meteor spotkali się w dniu swoich szesnastych urodzin. A to zdarzenie wywróciło ich życia do góry nogami.