Eve
- Ile ty masz lat? Siedem?
- Dziesięć.- wydąłem policzki
- I jeszcze ci mleczaki nie zaczęły wypadać? Dziwne. Powinieneś już mieć kilka zębów wymienione.- stwierdził zaglądając mi do buzi.- Dziwne... Ej tobie wychodzą zęby mądrości! One powinny zacząć wyrzynać się dopiero w wieku nastoletnim.
- A to źle?- Raju podszedł do nas niosąc śniadanie.
- A bo ja wiem. Nie znam się na fizjonomii Elfów. Wiem tylko tyle żeby umieć skutecznie zabijać, a nie bawić się w dentystę.
- To dlatego że do tej pory dostawałem do picia specjalny eliksir żeby nie wypadały.
- Krzywdę ci chcieli zrobić?
- Raczej starano się żeby jak najdłużej pozostał dzieckiem.
- Powtórzę. Krzywdę ci chcieli zrobić?
- Byłem księciem. Ojciec wykorzystywał moją urocza buzię do kampanii mającej zachęcać do wstąpienia do wojska.
- Podłe zachowanie. Wykorzystywać dziecko do promowania wojny. Ale w każdym razie teraz już nie będziesz pić żadnych spowalniających rozwój magicznych eliksirów. Podejrzewam że i tak już twój rozwój jest mocno zaburzony. Możliwe że nawet będzie ci trzeba podawać hormony żebyś zaczął prawidłowo rosnąć. Jak na dziesięciolatka jesteś strasznie niziutki. Dobra wyskakuj z pidżamy.
- Po co!?- odruchowo zasłoniłem się ramionami.
- Nie mam rentgenu w oczach, a muszę cie dokładnie obejrzeć. No już rozbieraj się. Im szybciej to załatwimy tym szybciej będziesz mógł się znowu ubrać.
Czując jak policzki mi płatną zacząłem niechętnie rozpinać guziki koszuli Raju. Zamówione ubrania przyjdą dopiero za klika dni, a w tej koszuli o dziwo śpi mi się bardzo dobrze. Patrzyłem jak na twarz Nixa wpływa coraz większy uśmiech
- No co? Czemu się tak szczerzysz!?- nie dałem rady wytrzymać jego wzroku i tego uśmiechu.
- Nic. Tylko wyglądasz jak mała laleczka. Naprawdę uroczy z ciebie dzieciak. Aż trochę szkoda że za chwilę zaczniesz dorastać. Ale skoro teraz jesteś taki śliczny to pewnie wyrośnie z ciebie niezłe ciacho.
- A na co mi uroda jak do końca życia będę izolowany od świata?- mruknąłem i pozwoliłem Nixowi robić swoje. Tak jak Raju miał bardzo ciepłe dłonie i był niezwykle delikatny. Chociaż to dziwaczne badanie bardzo łaskotało.
- No cóż. Poza skręconą kostka i powierzchownymi stłuczeniami to nie wygląda żeby coś ci było, ale wolę mieć pewność więc pobiorę ci krew i zrobię badanie dobrze? Raju ma odpowiedni sprzęt więc po południu już byśmy mieli wyniki.
- A nie będziecie chcieli taj krwi wypić i się na mnie nie rzucicie jak poczujecie zapach? Podobno to działa na was jak magnes?- zapytałem niepewnie.
- Spokojnie malutki nic nam nie będzie.- Raju zaczął mnie ubierać.- Jesteśmy najedzeni więc na pewno się na ciebie nie rzucimy. Żeby się rzucać to wampir musiałby być bardzo wylodzony. My się co najwyżej obliżemy. No a teraz wcinaj. Nasmażyłem ci górę tostów z kozim serem i wycisnąłem sok z pomarańczy. A jeśli chodzi o to co powiedziałeś wcześniej to nigdy nic nie wiadomo. Może za parę lat świat zmieni się na tyle że będziesz mógł spokojnie wyjść na ulicę? Poza tym kto powiedział że nie możesz mieć kontaktu że światem? Przez Internet możesz poznać setki różnych osób i jeśli sam nie powiesz to nikt nie zauważy że jesteś elfem. A teraz wcinaj. Musisz mieć dużo siły jeśli chcesz szybko dojść do siebie.- pogłaskał mnie po głowie. Odpowiedziałem mu uśmiechem i zabrałam się do jedzenia pozwalając Nixowi wbić mi w rękę igłę.
Raju
Eve to naprawdę słodki dzieciak. Nic ma rację. Szkoda że za chwilę zacznie dorastać. Chciałbym go mieć takiego małego już na zawsze. Muszę zacząć mu robić zdjęcia i rozpieszczć póki mogę.
Nic spędził u nas cały dzień głównie na wypytywami chłopca o wszystko i robieniu notatek. Naprawdę wziąć sobie do serca opieka nad nim za ci jestem mu naprawdę wdzięczny. Gdyby mały złapał coś gorszego od przeziębienia to nie widziałbym co zrobić. Zwłaszcza że to wciąż dziecko. A jak zacznie dorastać i hormony mu zaczną wariować? Nie wiem czy nadaje się do rozmów o ,,kwiatach i pszczółkach". Kompletnie o tym nie myślałem kiedy postanowiłam się nim zaopiekować.
Gdzy wieczorem ułożyłam Evego spać usiadłem razem z kuzynem.
- Dzięki Nix. Bez nią nie bym poległ.
- Nie ma sprawy. Ja też polubiłaem tego dzieciaka. Trzeba będzie zacząć jakoś tłumik jego zapach żeby na nas nie osiadał. Ale damy radę.
- Mam nadzieję. Kompletnie nie mam pojęcia czego się spodziewać. Ale jest przyzwyczajony do zupełnie innego stylu życia. Nie chce żeby był nieszczęśliwy.
- Raju... Przy tobie ten dzieciak nie ma szansy na bycie nieszczęśliwym. Jesteś najlepszym co mogło mu się przytrafić. Wiem co mówię.
Magia Fantazji
niedziela, 19 sierpnia 2018
niedziela, 4 marca 2018
VIII Dzieje się coś dziwnego
Nie chciałem otwierać oczu. Bałem się teo co mogę zobaczyć. A jeśli umarłem? Jeśli Meteor mnie zabił? Co się z nim teraz stanie?
- Kometka... Zbudź się Kometa.- Tata? Więc ja żyję? Otworzyłem niepewnie oczy. Wszystko było strasznie rozmazane. Zamrugałem kilka razu żeby pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia.- Jak sie czujesz?
- Zmęczony...- odparłem z ledwością. Gardło wciąż mnie bolało.- I w głowie mi dzwoni.- Sięgając dłonią do skroni zobaczyłem ze cała jest zabandażowana.
- Bardzo się o ciebie martwiłem. Gdy zobaczyłem co Meteor z tobą zrobił to myślałem że sam go zabiję. Wiedziałem ze zostawienie ciebie samego nie jest dobrym pomysłem. Ale już nie musisz się martwić. To co się stało więcej się nie powtórzy. Meteor już cie więcej nie tknie.
- Zabrałeś mnie do domu?- Spytałem z nutką nadziei, bo jednak wolałbym wrócić do domu gdzie czuję się najbezpieczniej.
- Niestety nie, ale nie martw się. Zadbałem o to by Meteor nie mógł cię dotknąć więc nie masz się co bać.- Nachylił się nade mną i ucałował w czoło.- Odpoczywaj. Za chwilę służba przyniesie ci coś do jedzenia. Ja muszę niestety już iść, ale zajrzę do ciebie za trzy dni. Gdyby coś się działo lub chciałbyś porozmawiać, Oko mam cały czas przy sobie. Kocham cie Kometka.
- Ja ciebie też tato.- Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi.
Przez kolejne dni nie opuszczałem mojego pokoju i praktycznie nie wychodziłem z łóżka. Pomimo tego że powinienem się martwić o siebie to jednak chciałem wiedzieć co u Meteora. Ale wszyscy unikali tematu zbywając mnie tym że Meteor nie czuje się najlepiej i nie chce żeby mu przeszkadzano. Na początku może i w to wierzyłem, ale po dwóch tygodniach wysłuchiwania tej samej wymówki, już wiedziałem ze coś jest nie tak. Może i nie czuł się najlepiej, ale nie wierzę że przez trzy tygodnie wcale mu się nie poprawiło.
Kiedy nareszcie mogłem wstać i wyjść z pokoju, od razu postanowiłem zajrzeć do niego i samemu się przekonać.
- Meteor, chcesz czy nie wchodzę.- Powiedziałem stanowczo i nacisnąłem klamkę. Nie było go w pokoju, a ponoć był chory. Ale sam brak jego obecności nie był najdziwniejszy. Dziwne było to że w pokoju nie było niczego co mogło by świadczyć o tym ze ktoś w nim mieszka. Dopiero gdy otworzyłem szafę i zobaczyłem w niej ubrania Meteora upewniłem się że wciąż gdzieś tu jest. Z tym że gdzieś było tu bardzo dobrym określenie. Oblazłem cały nasz pałacyk, zaglądając w absolutnie każdy kąt i nigdzie go nie znalazłem. Dopiero kiedy wyjrzałem do ogrodu go zauważyłem. Do głowy by mi nie przyszło że wyjdzie w środku dnia do ogrodu. A teraz siedział sobie na huśtawce. Fakt faktem widziałem go z daleka i od tylu, ale nie zauważyłem żeby wśród służby za wielu demonów, a jak już to nie jego postury. Od razu do niego pobiegłem.
- Meteor! Wszędzie cię szukałam. Wiesz ze się o ciebie martwiłem? Ani razu do mnie nie zajrzałeś. Myślałem ze coś się stało... Meteor?- Mój początkowy uśmiech znikł gdy zobaczyłem go już z bliska. Miał na sobie bezrękawnik z kapturem naciągniętym na głowę. To akurat nie było by dziwne, ale bandaże na całej długości rąk już tak. W dodatku na dłoniach miał jeszcze rękawiczki.- Meteor?- Zrobiłem jeszcze jeden krok do przodu.
- Nie podchodź bliżej. Zostań tam gdzie jesteś.- Jego głos sprawił że aż zadrżałem. Był cichy i... Smutny.
- Meteor wszystko w porządku? Nie brzmisz jak ty.
- Nic mi nie jest. Niepotrzebnie się mną przejmowałeś.
- Wszyscy mi mówili że nie czujesz się dobrze. Twoje ręce... To po tym co się wtedy stało?
- Bandaże? Można powiedzieć że tak. Nie martw się tym. A co z tobą?
- Kiedy pióra mi odrosną to będzie już wszytko dobre. Tata i Rafael mówią że nie powinny mi zostać blizny, a jeśli tak to niewielki i mało widoczne.
- Rozumiem. Przykro mi.- Zdębiałem. Jemu jest przykro i sam się do tego przyznał?
- Odrzucisz się do mnie. Dziwnie mi się tak rozmawia.
- Wolałbym nie... Ale jeśli chcesz...- Przesiadł się cały czas trzymając sznurków jakby bez tego miał upaść, w dodatku dziwnie stawiał stopy. Jakoś tak nienaturalnie. Ale trzymał głowę cały czas spuszczoną.
- A kaptur?
- Nie chcę go zdejmować. Nie naciskaj.
- Czy ty bywasz w swoim pokoju? Zajrzałem ta i gdyby nie ubrania w szafie to bym pomyślał że się z niego wyprowadziłeś.
- To... Staram się trzymać porządek...
- Kiepska wymówka. Ja też lubię kiedy wszystko jest na swoim miejscu, ale u ciebie to wygląda jakby ktoś wyniósł wszystkie twoje rzeczy i połowę tego co oryginalnie było. O co tu chodzi?
- O nic. Naprawdę. Nie drąż tego tematu, proszę. Nie chcę o tym rozmawiać. Uszanuj to.
- Ale...
- Kometa. Proszę. Nie zmuszaj nie do rozmawiania o tym. Na razie... To dla mnie trudny temat... Jak będę czuć się na siłach to wszystko ci powiem ale teraz proszę nie zmuszaj mnie.- Teraz nie brzmiał jakby był smutny tylko jakby coś go bardzo bolało.
- Meteor...- Wyciągnąłem rękę.
- Meteor!- podskoczyłem na dźwięk ostrego, mocnego głosu. Obróciłem się i zobaczyłem dosyć postawnego demona, który szedł w naszą stronę.- Pora na obiad.
- Nie jestem głodny. Zjem później...
- Tak jak ostatnio? Wybacz ale ci nie wierzę. Idziesz w tej chwili zjeść i bez dyskusji, czy chcesz żeby cię siła nakarmić?
- Dobrze zjem.- Westchnął i wyciągnął ręce.Otworzyłem szeroko oczy widząc jak rosły demon bierze Meteora na ręce. Wciąż oniemiały patrzyłem jak odchodzi w stronę pałacu.
- O co tu chodzi?- Spytałem sam siebie.
- Kometka... Zbudź się Kometa.- Tata? Więc ja żyję? Otworzyłem niepewnie oczy. Wszystko było strasznie rozmazane. Zamrugałem kilka razu żeby pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia.- Jak sie czujesz?
- Zmęczony...- odparłem z ledwością. Gardło wciąż mnie bolało.- I w głowie mi dzwoni.- Sięgając dłonią do skroni zobaczyłem ze cała jest zabandażowana.
- Bardzo się o ciebie martwiłem. Gdy zobaczyłem co Meteor z tobą zrobił to myślałem że sam go zabiję. Wiedziałem ze zostawienie ciebie samego nie jest dobrym pomysłem. Ale już nie musisz się martwić. To co się stało więcej się nie powtórzy. Meteor już cie więcej nie tknie.
- Zabrałeś mnie do domu?- Spytałem z nutką nadziei, bo jednak wolałbym wrócić do domu gdzie czuję się najbezpieczniej.
- Niestety nie, ale nie martw się. Zadbałem o to by Meteor nie mógł cię dotknąć więc nie masz się co bać.- Nachylił się nade mną i ucałował w czoło.- Odpoczywaj. Za chwilę służba przyniesie ci coś do jedzenia. Ja muszę niestety już iść, ale zajrzę do ciebie za trzy dni. Gdyby coś się działo lub chciałbyś porozmawiać, Oko mam cały czas przy sobie. Kocham cie Kometka.
- Ja ciebie też tato.- Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi.
Przez kolejne dni nie opuszczałem mojego pokoju i praktycznie nie wychodziłem z łóżka. Pomimo tego że powinienem się martwić o siebie to jednak chciałem wiedzieć co u Meteora. Ale wszyscy unikali tematu zbywając mnie tym że Meteor nie czuje się najlepiej i nie chce żeby mu przeszkadzano. Na początku może i w to wierzyłem, ale po dwóch tygodniach wysłuchiwania tej samej wymówki, już wiedziałem ze coś jest nie tak. Może i nie czuł się najlepiej, ale nie wierzę że przez trzy tygodnie wcale mu się nie poprawiło.
Kiedy nareszcie mogłem wstać i wyjść z pokoju, od razu postanowiłem zajrzeć do niego i samemu się przekonać.
- Meteor, chcesz czy nie wchodzę.- Powiedziałem stanowczo i nacisnąłem klamkę. Nie było go w pokoju, a ponoć był chory. Ale sam brak jego obecności nie był najdziwniejszy. Dziwne było to że w pokoju nie było niczego co mogło by świadczyć o tym ze ktoś w nim mieszka. Dopiero gdy otworzyłem szafę i zobaczyłem w niej ubrania Meteora upewniłem się że wciąż gdzieś tu jest. Z tym że gdzieś było tu bardzo dobrym określenie. Oblazłem cały nasz pałacyk, zaglądając w absolutnie każdy kąt i nigdzie go nie znalazłem. Dopiero kiedy wyjrzałem do ogrodu go zauważyłem. Do głowy by mi nie przyszło że wyjdzie w środku dnia do ogrodu. A teraz siedział sobie na huśtawce. Fakt faktem widziałem go z daleka i od tylu, ale nie zauważyłem żeby wśród służby za wielu demonów, a jak już to nie jego postury. Od razu do niego pobiegłem.
- Meteor! Wszędzie cię szukałam. Wiesz ze się o ciebie martwiłem? Ani razu do mnie nie zajrzałeś. Myślałem ze coś się stało... Meteor?- Mój początkowy uśmiech znikł gdy zobaczyłem go już z bliska. Miał na sobie bezrękawnik z kapturem naciągniętym na głowę. To akurat nie było by dziwne, ale bandaże na całej długości rąk już tak. W dodatku na dłoniach miał jeszcze rękawiczki.- Meteor?- Zrobiłem jeszcze jeden krok do przodu.
- Nie podchodź bliżej. Zostań tam gdzie jesteś.- Jego głos sprawił że aż zadrżałem. Był cichy i... Smutny.
- Meteor wszystko w porządku? Nie brzmisz jak ty.
- Nic mi nie jest. Niepotrzebnie się mną przejmowałeś.
- Wszyscy mi mówili że nie czujesz się dobrze. Twoje ręce... To po tym co się wtedy stało?
- Bandaże? Można powiedzieć że tak. Nie martw się tym. A co z tobą?
- Kiedy pióra mi odrosną to będzie już wszytko dobre. Tata i Rafael mówią że nie powinny mi zostać blizny, a jeśli tak to niewielki i mało widoczne.
- Rozumiem. Przykro mi.- Zdębiałem. Jemu jest przykro i sam się do tego przyznał?
- Odrzucisz się do mnie. Dziwnie mi się tak rozmawia.
- Wolałbym nie... Ale jeśli chcesz...- Przesiadł się cały czas trzymając sznurków jakby bez tego miał upaść, w dodatku dziwnie stawiał stopy. Jakoś tak nienaturalnie. Ale trzymał głowę cały czas spuszczoną.
- A kaptur?
- Nie chcę go zdejmować. Nie naciskaj.
- Czy ty bywasz w swoim pokoju? Zajrzałem ta i gdyby nie ubrania w szafie to bym pomyślał że się z niego wyprowadziłeś.
- To... Staram się trzymać porządek...
- Kiepska wymówka. Ja też lubię kiedy wszystko jest na swoim miejscu, ale u ciebie to wygląda jakby ktoś wyniósł wszystkie twoje rzeczy i połowę tego co oryginalnie było. O co tu chodzi?
- O nic. Naprawdę. Nie drąż tego tematu, proszę. Nie chcę o tym rozmawiać. Uszanuj to.
- Ale...
- Kometa. Proszę. Nie zmuszaj nie do rozmawiania o tym. Na razie... To dla mnie trudny temat... Jak będę czuć się na siłach to wszystko ci powiem ale teraz proszę nie zmuszaj mnie.- Teraz nie brzmiał jakby był smutny tylko jakby coś go bardzo bolało.
- Meteor...- Wyciągnąłem rękę.
- Meteor!- podskoczyłem na dźwięk ostrego, mocnego głosu. Obróciłem się i zobaczyłem dosyć postawnego demona, który szedł w naszą stronę.- Pora na obiad.
- Nie jestem głodny. Zjem później...
- Tak jak ostatnio? Wybacz ale ci nie wierzę. Idziesz w tej chwili zjeść i bez dyskusji, czy chcesz żeby cię siła nakarmić?
- Dobrze zjem.- Westchnął i wyciągnął ręce.Otworzyłem szeroko oczy widząc jak rosły demon bierze Meteora na ręce. Wciąż oniemiały patrzyłem jak odchodzi w stronę pałacu.
- O co tu chodzi?- Spytałem sam siebie.
piątek, 2 marca 2018
VII Panika
Nie miałem pojęcia co się dzieje. Załapałem Kometę a potem... Potem nie wiem co było. Nagle oprzytomniałem siedząc na zmasakrowanym aniołku z rekami zaciśniętymi na jego szyi.
- K-kometa?- Szybko zabrałem dłonie. Były całe w krwi. Rozejrzałem się. Kapliczka wyglądała ja pobojowisko, a Kometa ja ofiara dzikiej bestii. To ja byłem tą bestią. Co ja narobiłem? Nigdy do tond nic takiego się nie stało. Nigdy...- Kometa? Hej Kometa.- Pochyliłem się i klepnąłem go lekko w policzek. Nie zareagował. Leżał całkowicie nieruchomo.
Zabiłem go? Przycisnąłem uch do jego piersi i wstrzymałem oddech. Jego serce wciąż biło. Z ledwością, ale biło. Ale jak długo jeszcze? Wizja tego ze mogłem zabić Kometę przeraziła mnie. Tak jestem okropny i brutalny, ale nigdy nie mógłbym... Nie byłbym w stanie... Nie Kometę. Tak nie znoszę go i chciałbym żeby zniknął z mojego życia, ale zabicie go... Musze wezwać pomoc...
W panice zacząłem się rozglądać. Jego ubranie. Powinien mieć przy sobie Oko. Po całym pomieszczeniu walały się poplamione krwią niebieski strzępki.Nie miałem pojęcia które to cześć tuniki a które to resztki spodni. Wszystko było w kawałkach.
- No gdzie to jest? No gdzie?!- Przerzucałem skrawki materiału aż w końcu udało mi się znaleźć to czego szukałem. Oko było stłuczone, ale wciąż działało. Złapałem je mocno.- Tato!- Zawołałem bez zastanowienia. Gdy w strzaskanej tafli ukazało się zaspane oblicze Pana Tajemnic uświadomiłem sobie ze to przecież Oko Komety.
- Meteor? Na jasność czemu jesteś cały we krwi?! I czemu korzystasz z Oka Komety?!
- Musisz tu jak najszybciej przyjść!- Krzyknąłem roztrzęsiony. Zupełnie nie rozumiałem co się ze mną działo. Nigdy wcześniej nie bałem się o kogoś innego. Ja przecież praktycznie nie mam uczuć, a teraz trząsłem się ze strachu o Kometę.- Ja... Ja zrobiłem coś strasznego. Kometa przez przypadek zdemolował mój pokój i ja... Ja się wściekła i poszedłem za nim i... Ja straciłem nad sobą kontrolę. Całkowicie mnie zamroczyło i nie mam pojęcia co robiłem, ale... Ja... Kometa...- Nie mogłem zbudować całego zdania.- Ka pobiłem Kometę...- Nim skończyłem ostatnie słowo Razjel już pojawił się w pomieszczeniu.
- Coś ty najlepszego zrobił Meteor... Co ty zrobiłeś ty Potworze?!- Ryknął opadając na kolana przy Komecie.
- Ja... Ja nie... To był... To wypadek...- Zbliżyłem się. Chciałem coś zrobić.
- Nie podchodź! Nie zbliżaj się do Komety!- Odepchnął mnie. Potknąłem się o coś co kiedyś było drewnianą ławką.- Wynoś się! Zejdź mi z oczu nim cię zabije potworze! Jesteś niebezpieczny!
- Ja...- Chciałem coś powiedzieć ale pan tajemnic złapał mnie za ramię i dosłownie wywalił ze zdemolowanej kapliczki.
- Przecz potworze!- Ryknął. Pierwszy raz w życiu naprawdę się przestraszyłem.
Pozbierałem się z podłogi i uciekłem do mojego pokoju. Gdybym nie był tak roztrzęsiony to pewnie bym się zdziwił ze wszystkie zniszczone meble znów były całe. Ale jedyne co to zobaczyłem swoje odbicie w lustrze. Ja naprawdę wyglądałem jak jakiś potwór. Cały byłem we krwi Komety. Byłem dosłownie wszędzie. Przerażony poleciałem do łazienki i przez kolejne dwie godziny próbowałem zmyć z siebie zaschnięta krew. Ale pomimo tego że dosyć szybko byłem czysty to ciągle widziałem na sobie jego krew. Czułem że ciągle tam jest. Patrząc w lustro ciągle ją widziałem. Była wszędzie. Na całym moim ciele. Nawet we włosach. W akcie desperacjo złapałem nożyczki i je obciąłem, a potem zacząłem wyrywać. Zacząłem się drapać jakby to miało w czymś pomóc. Ciągle czułem ten zapach. Ona ciągle na mnie była... Zawinąłem się w koc i skuliłem w kącie ciągle się trzęsąc.
Po jakimś czasie usłyszałem walenie w drzwi.
- Meteor otwieraj. Wiem że tam jesteś wiec otwórz!- To był głos taty. Nie byłem w stanie się podnieść.- Sam tego chciałeś.- Drzwi w jednej chwili pękły na pół i tata wszedł do środka. Od razu mnie zauważył i podszedł. Klęknął naprzeciwko mnie.- Meteor?
- P-potwór...
- Co?
- Potwór... Jestem potworem...
- Nie jesteś żadnym potworem Meteor...
- Jestem!- Krzyknąłem.- Jestem i dobrze o tym wiesz! Jedyne uczucia jakie posiadam to gniew.. Ciągle balansuje między skrajnym opanowaniem a furią. Wystarczy że coś mi się nie spodoba i od razu zaczynam wszystko niszczyć! Sam pewnie widziałeś co zrobiłem z Kometą. Ja go prawie zabiłem przez to że nie potrafię zapanować nad samy sobą! Tam było tyle krwi... Była wszędzie... Miałem ją na całym ciele... Ona nie chciała zejść... Ciągle mam ją na rękach! Czemu nie chce zejść?!- Znowu zacząłem drapać się po rękach i nogach.
- Meteor co ty wyprawiasz? Przestań! Zrobisz sobie krzywdę!- Złapał mnie za nadgarstki.- Uspokój się. Raz i Rafał już się zajęli Kometą. Nic mu nie będzie. Słyszysz mnie? Kometa dojdzie do siebie...
- Asmodeusz!- Ten głos... Razjel!- Asmodeusz znalazłeś go?!- W drzwiach stanął archanioł.- Tu jesteś!- Podszedł do nas. Był wściekły.- Czy ty zdajesz sobie sprawę ze kometa mógł umrzeć?! Mogłeś go zabić! Wiesz ile on stracił krwi?! Ledwo udało nam się go odratować! Ty...
- Raz przestań!- Tata wstał i zasłonił. Sam też zawinąłem się w koc.- Nie widzisz że on też jest w rozsypce? Jest przerażony tym co zrobił. Mówi że ciągle widzi krew.
- I dobrze bo już zawsze będzie ją miał na rękach!
- Raz nie rozumiesz? On tą krew ciągle widzi. Zobacz co ze sobą zrobił!- Tata pociągnął mnie do góry i siłą odebrał koc.- Podrapał się aż do krwi i powyrywał włosy. Spójrz mu w oczy. Jest przerażony i nie jest w stanie się uspokoić.- Pan tajemnic złapał mnie za brodę i zmusił do otwarcia oczu. W jego błękitnych oczach zobaczyłem własne odbicie. Znowu byłem cały we krwi. Czemu wciąż ją widzę?! Rozpłakałem się. Po prostu już nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Skuliłem się na podłodze nie mogą zapanować nad własnym ciałem.- Meteor jest niestabilny emocjonalnie i nie wyraża uczuć jak inni. Popada w skrajności i jest zbyt gwałtowny. Ale sam widzisz co się z nim dzieje. Wychowywałem go i wiem że nie byłby w stanie z premedytacją dokonać takich zniszczeń i wyrządzić takiej krzywdy. Nie mam pojęcia dlaczego ale każdy nawet najdrobniejszy impuls gniewu się w nim kumuluje i w końcu wybuch tracąc nad sobą panowanie. Widziałem to wystarczająco dużo razy żeby wiedzieć że kiedy ma napad to nie jest sobą. Często nie jest świadomy tego co robi.
- Mimo wszystko skrzywdził mojego Kometę. I bardzo chcę go teraz zabrać do domu żeby już nigdy więcej się nie spotkali, ale nie mogę tego zrobić. Mimo to Nie mogę pozwolić żeby coś takiego się powtórzyło.
- Więc co chcesz zrobić?
- Jeszcze nie wiem. Ale puki co jego też trzeba doprowadzić do porządku. Śpij.- Dotknął dwoma palcami mojego czoła i od razu odleciałem.
- K-kometa?- Szybko zabrałem dłonie. Były całe w krwi. Rozejrzałem się. Kapliczka wyglądała ja pobojowisko, a Kometa ja ofiara dzikiej bestii. To ja byłem tą bestią. Co ja narobiłem? Nigdy do tond nic takiego się nie stało. Nigdy...- Kometa? Hej Kometa.- Pochyliłem się i klepnąłem go lekko w policzek. Nie zareagował. Leżał całkowicie nieruchomo.
Zabiłem go? Przycisnąłem uch do jego piersi i wstrzymałem oddech. Jego serce wciąż biło. Z ledwością, ale biło. Ale jak długo jeszcze? Wizja tego ze mogłem zabić Kometę przeraziła mnie. Tak jestem okropny i brutalny, ale nigdy nie mógłbym... Nie byłbym w stanie... Nie Kometę. Tak nie znoszę go i chciałbym żeby zniknął z mojego życia, ale zabicie go... Musze wezwać pomoc...
W panice zacząłem się rozglądać. Jego ubranie. Powinien mieć przy sobie Oko. Po całym pomieszczeniu walały się poplamione krwią niebieski strzępki.Nie miałem pojęcia które to cześć tuniki a które to resztki spodni. Wszystko było w kawałkach.
- No gdzie to jest? No gdzie?!- Przerzucałem skrawki materiału aż w końcu udało mi się znaleźć to czego szukałem. Oko było stłuczone, ale wciąż działało. Złapałem je mocno.- Tato!- Zawołałem bez zastanowienia. Gdy w strzaskanej tafli ukazało się zaspane oblicze Pana Tajemnic uświadomiłem sobie ze to przecież Oko Komety.
- Meteor? Na jasność czemu jesteś cały we krwi?! I czemu korzystasz z Oka Komety?!
- Musisz tu jak najszybciej przyjść!- Krzyknąłem roztrzęsiony. Zupełnie nie rozumiałem co się ze mną działo. Nigdy wcześniej nie bałem się o kogoś innego. Ja przecież praktycznie nie mam uczuć, a teraz trząsłem się ze strachu o Kometę.- Ja... Ja zrobiłem coś strasznego. Kometa przez przypadek zdemolował mój pokój i ja... Ja się wściekła i poszedłem za nim i... Ja straciłem nad sobą kontrolę. Całkowicie mnie zamroczyło i nie mam pojęcia co robiłem, ale... Ja... Kometa...- Nie mogłem zbudować całego zdania.- Ka pobiłem Kometę...- Nim skończyłem ostatnie słowo Razjel już pojawił się w pomieszczeniu.
- Coś ty najlepszego zrobił Meteor... Co ty zrobiłeś ty Potworze?!- Ryknął opadając na kolana przy Komecie.
- Ja... Ja nie... To był... To wypadek...- Zbliżyłem się. Chciałem coś zrobić.
- Nie podchodź! Nie zbliżaj się do Komety!- Odepchnął mnie. Potknąłem się o coś co kiedyś było drewnianą ławką.- Wynoś się! Zejdź mi z oczu nim cię zabije potworze! Jesteś niebezpieczny!
- Ja...- Chciałem coś powiedzieć ale pan tajemnic złapał mnie za ramię i dosłownie wywalił ze zdemolowanej kapliczki.
- Przecz potworze!- Ryknął. Pierwszy raz w życiu naprawdę się przestraszyłem.
Pozbierałem się z podłogi i uciekłem do mojego pokoju. Gdybym nie był tak roztrzęsiony to pewnie bym się zdziwił ze wszystkie zniszczone meble znów były całe. Ale jedyne co to zobaczyłem swoje odbicie w lustrze. Ja naprawdę wyglądałem jak jakiś potwór. Cały byłem we krwi Komety. Byłem dosłownie wszędzie. Przerażony poleciałem do łazienki i przez kolejne dwie godziny próbowałem zmyć z siebie zaschnięta krew. Ale pomimo tego że dosyć szybko byłem czysty to ciągle widziałem na sobie jego krew. Czułem że ciągle tam jest. Patrząc w lustro ciągle ją widziałem. Była wszędzie. Na całym moim ciele. Nawet we włosach. W akcie desperacjo złapałem nożyczki i je obciąłem, a potem zacząłem wyrywać. Zacząłem się drapać jakby to miało w czymś pomóc. Ciągle czułem ten zapach. Ona ciągle na mnie była... Zawinąłem się w koc i skuliłem w kącie ciągle się trzęsąc.
Po jakimś czasie usłyszałem walenie w drzwi.
- Meteor otwieraj. Wiem że tam jesteś wiec otwórz!- To był głos taty. Nie byłem w stanie się podnieść.- Sam tego chciałeś.- Drzwi w jednej chwili pękły na pół i tata wszedł do środka. Od razu mnie zauważył i podszedł. Klęknął naprzeciwko mnie.- Meteor?
- P-potwór...
- Co?
- Potwór... Jestem potworem...
- Nie jesteś żadnym potworem Meteor...
- Jestem!- Krzyknąłem.- Jestem i dobrze o tym wiesz! Jedyne uczucia jakie posiadam to gniew.. Ciągle balansuje między skrajnym opanowaniem a furią. Wystarczy że coś mi się nie spodoba i od razu zaczynam wszystko niszczyć! Sam pewnie widziałeś co zrobiłem z Kometą. Ja go prawie zabiłem przez to że nie potrafię zapanować nad samy sobą! Tam było tyle krwi... Była wszędzie... Miałem ją na całym ciele... Ona nie chciała zejść... Ciągle mam ją na rękach! Czemu nie chce zejść?!- Znowu zacząłem drapać się po rękach i nogach.
- Meteor co ty wyprawiasz? Przestań! Zrobisz sobie krzywdę!- Złapał mnie za nadgarstki.- Uspokój się. Raz i Rafał już się zajęli Kometą. Nic mu nie będzie. Słyszysz mnie? Kometa dojdzie do siebie...
- Asmodeusz!- Ten głos... Razjel!- Asmodeusz znalazłeś go?!- W drzwiach stanął archanioł.- Tu jesteś!- Podszedł do nas. Był wściekły.- Czy ty zdajesz sobie sprawę ze kometa mógł umrzeć?! Mogłeś go zabić! Wiesz ile on stracił krwi?! Ledwo udało nam się go odratować! Ty...
- Raz przestań!- Tata wstał i zasłonił. Sam też zawinąłem się w koc.- Nie widzisz że on też jest w rozsypce? Jest przerażony tym co zrobił. Mówi że ciągle widzi krew.
- I dobrze bo już zawsze będzie ją miał na rękach!
- Raz nie rozumiesz? On tą krew ciągle widzi. Zobacz co ze sobą zrobił!- Tata pociągnął mnie do góry i siłą odebrał koc.- Podrapał się aż do krwi i powyrywał włosy. Spójrz mu w oczy. Jest przerażony i nie jest w stanie się uspokoić.- Pan tajemnic złapał mnie za brodę i zmusił do otwarcia oczu. W jego błękitnych oczach zobaczyłem własne odbicie. Znowu byłem cały we krwi. Czemu wciąż ją widzę?! Rozpłakałem się. Po prostu już nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Skuliłem się na podłodze nie mogą zapanować nad własnym ciałem.- Meteor jest niestabilny emocjonalnie i nie wyraża uczuć jak inni. Popada w skrajności i jest zbyt gwałtowny. Ale sam widzisz co się z nim dzieje. Wychowywałem go i wiem że nie byłby w stanie z premedytacją dokonać takich zniszczeń i wyrządzić takiej krzywdy. Nie mam pojęcia dlaczego ale każdy nawet najdrobniejszy impuls gniewu się w nim kumuluje i w końcu wybuch tracąc nad sobą panowanie. Widziałem to wystarczająco dużo razy żeby wiedzieć że kiedy ma napad to nie jest sobą. Często nie jest świadomy tego co robi.
- Mimo wszystko skrzywdził mojego Kometę. I bardzo chcę go teraz zabrać do domu żeby już nigdy więcej się nie spotkali, ale nie mogę tego zrobić. Mimo to Nie mogę pozwolić żeby coś takiego się powtórzyło.
- Więc co chcesz zrobić?
- Jeszcze nie wiem. Ale puki co jego też trzeba doprowadzić do porządku. Śpij.- Dotknął dwoma palcami mojego czoła i od razu odleciałem.
VI Proszę
Ja naprawdę nie chciałem żeby to tak wyszło. Faktycznie mogłem spróbować ruszyć kulkę zamiast całego mebla. Przecież gdybym się położył na podłodze to bym ją zobaczył. Albo mógłbym zaczekać aż Meteor wyjdzie z łazienki i mi pomorze. A tak to jeszcze bardziej rozwścieczyłem Meteora. Uciekłem z płaczem i schowałem się w kapliczce.
- Ja naprawdę nie chciałem...- Pocierałem zapłakane oczy kiedy ktoś mnie chwycił za kołnierz i rzucił na podłogę.
- Masz pecha aniołeczku. Obudziłeś w demonie prawdziwego demona.- To był meteor ale jego głos był dziwny. Nie naturalny. Naprawdę brzmiał jak jakiś potwór.
- Meteor puść mnie! To boli!- Próbowałem się wyrwać ale trzymał mnie mocno.
- Stul pysk!- Wrzasnął i uderzył mnie z całej siły w policzek. Poczułem w ustach metaliczny posmak krwi.- Jesteś najbardziej wkurwiającą istotą we wszystkich wymiarach!- Uderzył w drugi policzek a potem w brzuch. Zapłakałem jeszcze głośniej co go tylko jeszcze bardziej rozjuszyło.- Przestań!- Ryknął łapiąc mnie za głowę i uderzając o twarda posadzkę.
Złapał mnie za ramiona i podniósł do góry. Przerażony spojrzałem mu w oczy. Nie dostrzegłem w nich tego chłodnego, wyniosłego wyrazu i błysku krwisto czerwonych tęczówek. To były oczy bestii. Całkowicie czarne, szeroko otwarte Samo spojrzenie w nie sprawiło że zadrżałem w duchu. Zrozumiałem ze to już nie jest Meteor. Teraz to rozjuszona bestia do której nic nie dotrze dopóki nie straci sił lub nie wyładuje całego gniewu. Ale jeśli ma wyładować tan gniew na mnie to mogę nie dożyć poranka.
Myślałem gorączkowo Tata na pewno kiedyś mi pokazywał jakieś zaklęcie które możne mi pomóc. Muszę jakieś znać. Cokolwiek... No tak! Spróbowałem podnieść ręce. Wystarczy ze dotknę jego skroni samymi opuszkami palców.- Nie tak prędko!- Warknął zaciskając pałce wokół moich chudych ramion. Poczułem jak kości zaczynają się poddawać i jak prawa w końcu się poddaje i pęka w żelaznym uścisku. Nie dobrze!
Rzucił mną na ścianę. Odbiłem się od nie i nim zdążyłem osunąć na podłogę Meteor już mnie trzymał jedną ręką. Drugą zacisną w pięć i uderzył w brzuch. Morze krzyki jeszcze bardziej go nakręcały bo uderzał coraz szybciej i modniej. Nie miałem pojęcia ze jest taki silny. Za którymś uderzeniem zakaszlałem krwią. Kilka kropel spadło mu na twarz. Oblizał usta natrafiając na dwie kropelki. Jego oczy rozbłysły na czerwono. Rzucił mnie na podłogę. Próbowałem się jakoś odczołgać ale szybko mnie dopadł. Złapał za koszulkę i rozdarł materiał.
- Meteor co ty...
- Milcz!- znowu uderzył moją głową o podłogę przez co znów zaplułem sie krwią.- Jesteś nic nieznaczacym ścierwem!- poczułem jak wbija zęby w moje ramię jednocześnie drapiac plecy aż do krwi.- Twoje skrzydła są paskudne!- zaczł wyrywać mi pióra całymi garściami.
W krótkim czasie całkowicie sie zatracił. Nic nie mówił. Tylko warczał i ryczał rzucajac mną po całym pomieszczeniu. Mie miałem pojęcia ile kości mi złamał i ile razy zostłem ugryziony. Wszystko co sie działo zmieniło się w jedna wielką plątaninę krzyku i bólu.
Nie wiem jak długo to trwało, ale juz zaczynałem tracić siły. Gardło miałem całkowicie zdarte. Padłem na podłogę ledwo mogąc oddychać, a każdy oddech sprawiał poworny ból. Króreś ze złamanych zeber musiało przebić mi płuco. Meteor usiadł na mnie okrakiem i zacisnął dłonie na szyi.
- Zdychaj!- Warknął i zacisną palce. Od razu zaczęło robić mi sie cielno przed oczami.
- P-pro-szę...- Wyjąkałem tracąc przytomność.
- Ja naprawdę nie chciałem...- Pocierałem zapłakane oczy kiedy ktoś mnie chwycił za kołnierz i rzucił na podłogę.
- Masz pecha aniołeczku. Obudziłeś w demonie prawdziwego demona.- To był meteor ale jego głos był dziwny. Nie naturalny. Naprawdę brzmiał jak jakiś potwór.
- Meteor puść mnie! To boli!- Próbowałem się wyrwać ale trzymał mnie mocno.
- Stul pysk!- Wrzasnął i uderzył mnie z całej siły w policzek. Poczułem w ustach metaliczny posmak krwi.- Jesteś najbardziej wkurwiającą istotą we wszystkich wymiarach!- Uderzył w drugi policzek a potem w brzuch. Zapłakałem jeszcze głośniej co go tylko jeszcze bardziej rozjuszyło.- Przestań!- Ryknął łapiąc mnie za głowę i uderzając o twarda posadzkę.
Złapał mnie za ramiona i podniósł do góry. Przerażony spojrzałem mu w oczy. Nie dostrzegłem w nich tego chłodnego, wyniosłego wyrazu i błysku krwisto czerwonych tęczówek. To były oczy bestii. Całkowicie czarne, szeroko otwarte Samo spojrzenie w nie sprawiło że zadrżałem w duchu. Zrozumiałem ze to już nie jest Meteor. Teraz to rozjuszona bestia do której nic nie dotrze dopóki nie straci sił lub nie wyładuje całego gniewu. Ale jeśli ma wyładować tan gniew na mnie to mogę nie dożyć poranka.
Myślałem gorączkowo Tata na pewno kiedyś mi pokazywał jakieś zaklęcie które możne mi pomóc. Muszę jakieś znać. Cokolwiek... No tak! Spróbowałem podnieść ręce. Wystarczy ze dotknę jego skroni samymi opuszkami palców.- Nie tak prędko!- Warknął zaciskając pałce wokół moich chudych ramion. Poczułem jak kości zaczynają się poddawać i jak prawa w końcu się poddaje i pęka w żelaznym uścisku. Nie dobrze!
Rzucił mną na ścianę. Odbiłem się od nie i nim zdążyłem osunąć na podłogę Meteor już mnie trzymał jedną ręką. Drugą zacisną w pięć i uderzył w brzuch. Morze krzyki jeszcze bardziej go nakręcały bo uderzał coraz szybciej i modniej. Nie miałem pojęcia ze jest taki silny. Za którymś uderzeniem zakaszlałem krwią. Kilka kropel spadło mu na twarz. Oblizał usta natrafiając na dwie kropelki. Jego oczy rozbłysły na czerwono. Rzucił mnie na podłogę. Próbowałem się jakoś odczołgać ale szybko mnie dopadł. Złapał za koszulkę i rozdarł materiał.
- Meteor co ty...
- Milcz!- znowu uderzył moją głową o podłogę przez co znów zaplułem sie krwią.- Jesteś nic nieznaczacym ścierwem!- poczułem jak wbija zęby w moje ramię jednocześnie drapiac plecy aż do krwi.- Twoje skrzydła są paskudne!- zaczł wyrywać mi pióra całymi garściami.
W krótkim czasie całkowicie sie zatracił. Nic nie mówił. Tylko warczał i ryczał rzucajac mną po całym pomieszczeniu. Mie miałem pojęcia ile kości mi złamał i ile razy zostłem ugryziony. Wszystko co sie działo zmieniło się w jedna wielką plątaninę krzyku i bólu.
Nie wiem jak długo to trwało, ale juz zaczynałem tracić siły. Gardło miałem całkowicie zdarte. Padłem na podłogę ledwo mogąc oddychać, a każdy oddech sprawiał poworny ból. Króreś ze złamanych zeber musiało przebić mi płuco. Meteor usiadł na mnie okrakiem i zacisnął dłonie na szyi.
- Zdychaj!- Warknął i zacisną palce. Od razu zaczęło robić mi sie cielno przed oczami.
- P-pro-szę...- Wyjąkałem tracąc przytomność.
niedziela, 4 lutego 2018
LIII Dylemat
Yuuichi ocknął się dopiero po pół godzinie, kiedy wezwaliśmy lekarza, który użył dość niecodziennego sposobu. A mianowicie po prostu strzelił go w twarz, ale nie za mocno. Brat się otrząsnął żeby po ponownym zapytaniu Aji, zemdleć. Dobrze, że Tsubasa i lekarz go złapali i zanieśli do sypialni. Ja zostałem z bratową i bliźniakami oraz Ają. Usiadłem obok Viri.
- Wiedziałaś?- Spytałem spokojnie i łagodnie.
- Nie... Yuu mówił, że w waszej rodzinie zawsze rodzili się sami chłopcy i zazwyczaj rodzi się tylko jedno dziecko, a rodzeństwa takie jak wy to bardzo rzadkie przypadki, więc...
- Raczej skrajnie rzadkie. Jesteśmy zaledwie trzecim rodzeństwem od samego początku.- Sprostowałem.- Ale przecież, co tydzień masz badania. Na trzy miesiące przed terminem powinnaś wiedzieć. Lekarz powinien ci powiedzieć. To przecież bardzo ważne.
- Wiesz Kyousuke, czasami podczas badania po prostu nie widać drugiego dziecka.- Powiedział Urata.
- Z nami tak było. Nasi rodzice byli pewni do samego końca że będą mieli tylko jednego syna, a nie bliźniaki.- Dodał, Ataru.
- Mam nadzieje że skoro już się ten cud zdarzył to zdarzy się kolejny i drugie dziecko to będzie pierwsza w historii dziewczyna.- Powiedziałem niemal błagalnie.
- To chłopcy.- Aja odparł niemal błyskawicznie.
- I co teraz?- Viri wyraźnie się przejęła. Objąłem ją i przytuliłem. Jest dla mnie jak starsza siostra.
- Jeszcze nie wiem, ale z Yuuichim na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie.- Powiedziałem z uśmiechem.- Nie musisz się martwić. Powinnaś się cieszyć. Aja ma rację to podwójne szczęście. I pamiętaj że zawsze będziecie mogli z Yuuichim na mnie polegać.- Wziąłem ją za rękę, a ta pokiwała głową, którą oparła mi na ramieniu.
Pierwsze, co brat powiedział kiedy otworzył oczy i dotarło do niego że jest w swojej sypialni nie było zbyt pozytywne.
- To katastrofa.- Wypalił. Dobrze, że Viri była razem z bliźniakami i Ają.- Totalna katastrofa. Katastrofa razy dwa.
- Łał. Takiej reakcji na wiadomość, że będzie się ojcem bliźniąt jeszcze nie słyszałem.- Stwierdziłem.- Ale to przecież nie jest koniec świata Yuuichi. Powinieneś się tylko cieszyć.
- Kyousuke, jesteś rozkoszny i miałbyś rację gdyby twój brat nie był królem.- Tsubasa dotknął czoła swojego przyjaciela i przyłożył do niego chłodny kompres. Jak Yuuichi raczej nie choruje to teraz dostał gorączki.
- Gdyby jedno z dzieci było dziewczyną to bym skakał z radości. Ale dwaj chłopcy... Kiedy przyjdzie do przekazywania korony nie będę mógł wybrać jednego z nich, bo to bliźnięta czyli mają dokładnie takie samo prawo do korony.
- A ja dalej nie widzę problemu. Przecież nie urodzą się jednocześnie. Niech koronę dostanie ten pierwszy i tyle.- Stwierdziłem.
- Mały twoje rozumowanie jest słuszne, ale nie zadziała. W naszym wypadku nie ma problemu, bo jest między nami duża różnica wiekowa i poprzednimi dwoma razami też tak było. Ale przy bliźniętach nie można tak zrobić. To jest po prostu niemożliwe. Różnica kilku minut nie jest wystarczająca. I to by było nie sprawiedliwe wobec jednego z nich ze nie wybrałem jego tylko jego brata. To jest podwójny problem. Dla króla i dla ojca, który nie chcę zawieść swoich dzieci. Co ja mam zrobić?
- Coś na pewno wymyślimy. Musimy się po prostu zastanowić na spokojnie. Nikt nie każe ci podejmować decyzji już w tej chwili.
- A gdyby żadnemu nie dać korony?- Podsunąłem. Brat i jego przyjaciel spojrzeli na mnie niedowierzająco.
- Kyousuke chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nagle zmieniłeś zdanie i chcesz się ubiegać o koronę?
- A weź nigdy w życiu!- Zaparłem się.- Chodzi mi o to żeby korony nie dostał żaden z twoich synów tylko pierwszy wnuk.
- To... Nie takie głupie- stwierdził Tsubasa.- Yuuichi?
- Nie wiem. Muszę pomyśleć.- Odparł zmęczonym tonem.- Zostawicie mnie teraz? Nie czuję się najlepiej.
- Jasne.- Podniosłem się i obaj z Tsubasą opuściliśmy sypialnię brata zostawiając go by odpoczął.
Tydzień później odbywał się zimowy bal. Chociaż troje gości przyjechało dużo wcześniej. Viki razem z Atreju przyjechali następnego dnia po niespodziewanej wiadomości, ale uzgodniliśmy, że póki, co nikt się nie może dowiedzieć. Bardzo się cieszyłem, że zobaczę swoją narzeczoną. A potem zderzyłem się z rzeczywistością tego, że moja ukochana i jej brat muszą chyba chorować na zmianę i rzadko, kiedy oboje są w tym samym czasie zdrowi. Viki była cała zakatarzona, ale pomimo tego uparła się żeby przyjechać, co tylko jeszcze bardziej rozczuliło moje i tak już bardzo rozczulone serce. Tym trzecim gościem był, Kejs czym nas całkowicie zaskoczył. Viki i Atreju dali nam znać ze przyjadą, ale brat Viri całkowicie nas zaskoczył. I oczywiście jak tylko zobaczył Aję, który buzię miał po prostu uroczą, zareagował tak jak zawsze. Pisk i od razu natarcie do przytulania. A potem zatrzymał się na ścianie, bo Aja w porę złapał swoją księgę stając się nie materialny. Dopiero po tym jak wszyscy skończyliśmy się śmiać zauważyliśmy, że razem z nim przyjechały również dwa koty, nie do końca zachowujące się jak koty. Od razu wiedziałem, kto to i zrobiło się drobne zamieszanie, jednak do akcji wkroczył mój brat. A raczej my wkroczyliśmy do niego, bo dalej musiał odpoczywać. Ale werdykt zapadł taki ze póki, co Riju i Mikiteru mogą swobodnie poruszać się po pałacu, ale w dniu balu niestety będą musieli siedzieć w wierzy magów gdzie ich obecność zostanie ukryta przed Abysem. Cały czas staramy się znaleźć sposób żeby zapłacił za to, co robił własnym dzieciom, ale to nie takie proste. Musimy być w tej kwestii bardzo ostrożni.
W dniu balu, sala balowa była jak zwykle pięknie przystrojona. Wszyscy chcieliśmy żeby Aja również wziął w nim udział, ale ten stwierdził, że wolałby żeby o jego istnieniu wiedziało jak najmniej osób z zewnątrz i postanowił dotrzymywać towarzystwa braciom w wierzy.
- I jak? Bliźniaki znowu się postarali prawda?- Zagadnąłem Atreju. Chwilowo Kejs porwał mi moją dziewczynę.
- Oczywiście. Może byście ich nam czasem pożyczyli, co?
- Zobaczymy, co oni na to.- Zaśmiałem się.
- A właśnie, gdzie oni są?
- Chyba jak zwykle w swojej bezpiecznej strefie w pobliżu Yuuichiego.- Stwierdziłem rozglądając się.
Miałem rację. Obaj siedzieli przy moim bracie i wyglądali jak dwie śnieżynki. Ogólnie ich pomysł na tegoroczny motyw przewodni to właśnie śnieżynki. Ja sam też wyglądałem jakby przyprószył mnie śnieg. I nie mam pojęcia jak to zrobili, ale przy każdym szybszym ruchu wyglądało jakby sypały się ze mnie płatki śniegu, które znikały nim dotarły do podłogi. Wyglądało to magicznie. Zwłaszcza, że Viki, Atreju i Kejs również się załapali na takie stroje.
- Chciałbym coś ogłosić.- Yuuichi wszedł na podwyższenie i w sali zapanowała względna cisza.
LII Aja zaskakuje
Aja wzbudzał u wszystkich zainteresowanie. W sumie to się nie dziwiłem. Sam również byłem bardzo zainteresowany i chciałem mu zadać bardzo wiele pytań. Oczywiście szczególną uwagę zwrócili na niego magowie, co było zrozumiałe. W końcu prawdziwy magiczny cud. Najciekawsze w nim było chyba to że nie rozstawał się z księgą i kiedy ją trzymał dosłownie był duchem który może przeniknąć cokolwiek chce oprócz księgi która jest jego częścią, a kiedy ją odkładał stawał się materialny. Ale oprócz tego to wystarczyło na niego spojrzeć żeby się zorientować, że nie jest elfem. To nie było wyraźne, ale po prostu było to widać. A najbardziej przypadł do gustu bliźniakom, ale to nie było zaskoczenie.
- Fryzurę masz całkiem niezła i ubrania też... Ale myślałem ze skoro spałeś tyle czasu to będziesz do tyłu z modą.
- Ja też tak myślałem. Co nie zmienia faktu, że i tak uszyjemy ci nowe ciuchy. W jednym i tym samym chodzić nie będziesz.
- Naprawdę nie musicie.- Aja był wyraźnie speszony.- Wystarczy, że przystrajacie mnie na każde święto i bal. Najbardziej lubię wasze zimowe dekoracje.
- Nie bardzo rozumiem...
- Możesz prościej? No i mówiłeś, że przecież spałeś wiec skąd wiesz jak wyglądają nasze dekoracje?
- Owszem spałem jednak nie byłem całkowicie... Odcięty. To tak jak z wami, kiedy śpicie. Nie jesteście świadomi ale docierają do was bodźce zewnętrze takie jak ciepło, zimno, hałas, światło, dotyk. Wasze ciała na to reagują. Ja reaguję tak samo. Informacje do mnie docierały, ale dopiero teraz jak się obudziłem zrozumiałem, co one oznaczają.
- Aha...- Ataru i Urata świetnie brzmią, kiedy mówią to samo w jednej chwili.
- A co do ubrań... To patrzcie.- Jego ubrania po prostu nagle się zmieniły. i Wyglądały podejrzanie znajomo...
- Ej! To mój kostium sceniczny? Czemu ze wszystkiego, co mam w szafie wybrałeś akurat to? I czemu akurat moja szafa? Nie to żebym był samolubny czy coś, ale... To raczej nie jest coś, w czym możesz chodzić o tak, na co dzień... Siatka, poszarpana bluzka odkrywająca brzuch...
- Och... Wybacz. Wisi w twojej szafie wiec pomyślałem, że takie rzeczy się nosi. Ale to nie jest twój prawdziwy strój. Ja go odwzorowałem. Ale chyba masz rację. Co powiecie na to?- Strój znów się zmienił i tym razem rozpoznałem rzeczy Yuuichiego.
- No teraz wyglądasz dużo lepiej. Ale to jednak jeszcze nie to...- Urata okrążał Aje.
- Możesz odwzorować projekty ubrań?
- Sądzę, że tak. A co?
- Bo moglibyśmy zaprojektować ci kilka strojów specjalnie dla ciebie. Włącznie z czymś na twoją księgę żebyś nie musiał jej trzymać cały czas w rękach. Bo wystarczy, że będziesz mieć ją przy sobie prawda?
- Muszę jej dotykać. Może być przez materiał, ale nie może być za dużo warstw.
- No to załatwione.- Bliźniaki ucieszyły się.
- To moja ulubiona marynarka czy tylko mi się wydaje?- Yuuichi stanął w drzwiach trzymając Viri pod rękę i prowadząc ją w stronę sofy by mogła usiąść.
- Pożyczyłem sobie Wasza wysokość.- Aja uśmiechnął się i klęknął na jedno kolano przed Viri u całował jej dłoń.- Jestem zaszczycony Wasza wysokość Virianno.- Wstał.- I szczerze gratuluję.- Dodał zerkając na jej brzuch.
- Jesteś taki uprzejmy.- Viri zaśmiała się delikatnie.- I bardzo dziękuję. Jesteś naprawdę miły.
- Staram się. I chyba powinienem pogratulować podwójnie. Jestem pewien, że wszyscy nie mogą doczekać się waszych pociech.
- Pociech?- Tym razem wszyscy czterej zrobiliśmy chórek.
- Nie wiedzieliście , że jej wysokość spodziewa się bliźniąt?
- Nie.- Odparłem wciąż w lekki szoku.- Yuuichi wiedziałeś? Yuuichi? Ej brat halo.... Ziemia do Yuuichiego.- Pomachałem bratu dłonią przed oczami. Momentalnie zrobił się biały jak śnieg za oknem.
LI Aja
- No i co? Coś tam jest?- Tsubasa nachylił się nad nami.
- Naprawdę tego nie widzisz?- Yuuichi sprawiał wrażenie jakby był zawiedziony.
- Widzę tylko gołą ścianę.- Wyciągnął rękę. Dla niego to pewnie wyglądało jakby normalnie przyłożył dłoń do ściany, ale ja i Yuuichi zobaczyliśmy to tak jakby odgrywał pantomimę.
- Nie tylko tego nie widzisz, ale niestety możesz też tam wejść...- Teraz brat był na serio zasmucony.
- Hej... No nie rób takiej miny Yuuichi... Może znajdziesz tam coś, dzięki czemu będę mógł też wejść? No dalej idź. Wiem, że bardzo chcesz. Zaczekam tu na was.- Pchnął go lekko.
- Tylko ani mi się wąż stąd ruszać.- brat pewnym krokiem wszedł do komnaty.
- Nowe to było dziwne! Zupełnie jakbyś zniknął w ścianie!
- Żałuj, że nie widzisz swojej miny Tsubasa!- Yuuichi roześmiał się.- Tsubasa? Nie słyszysz mnie?
- Tsubasa nie słyszysz Yuuichi’ego?- Spytałem.
- Nie... Ale to nic. Będę tu stać i czekać.- Oparł się o ścianę, a ja nieco niepewnie poszedłem za przykładem brata i wkroczyłem do komnaty.
- To wygląda jak mały salonik. Nawet jest kominek.- Kucnąłem przy kominku wyciągając ręce.- Mmm... Ciepełko. Ale szkoda, że nie ma okien. Chciałbym zobaczyć, jaki jest stąd widok.
- Raczej było by ciężko. Dosłownie siedzimy w murze grubym na parę metrów. Lepiej spójrz na te wszystkie księgi. To niesamowite. Starożytne zaklęcia, eliksir, numerologia, runy... Są też dzienniki naszych przodków!. Możemy prześledzić dokładnie cały nasz ród. Jest nawet dziennik naszego taty! Kyousuke to niesamowite!- Yuuichi był wręcz zachwycony.
- Tak to niesamowite. Może tutaj znajdziemy coś o tworzeniu zakazanych Chowańców. A to, co? Wygląda na coś ważnego i znanego.- Podszedłem do postumentu, na którym spoczywała okazała księga z bogato zrobioną okładką.
- Dziwne. Na grzbiecie nie ma żadnego opisu ani autora. Rety jest dużo cięższa niż wygląda.- Brat wziął księgę do ręki.- Ciężkawe, co jest w środku napisane.- Położył księgę z powrotem i obaj się nachyliliśmy otwierając tom na pierwszej stronie.
- O. Trochę się zawiodłem.- Stwierdziłem patrząc na pustą stronę.
- Co? Czemu jest całkiem pusta? Na wszystkich stronach?- Yuuichi kartkował księgę.
- A może ona jest dla ciebie?- Podsunąłem.
- Myślisz?
- Bez celu tu chyba nie leży nie? Jest taka ładna, że aż szkoda żeby leżała taka pusta.
- Więc się nią podzielimy! Zobacz na tym biurku jest pióro i kałamarz. Podpiszemy ją.
- Nie wiem czy ten atrament będzie jeszcze dobry. Może tu leżeć z paręset lat.- Stwierdziłem biorąc do ręki szklany pojemniczek i sprawdzając jego zawartość.- O, a jednak wygląda na jeszcze dobry.
- No widzisz.- Yuuichi uśmiechnął się. Podpisanie się zajęło nam chwilę, bo atramentu na piórze starczyło tylko na trzy litery, a Yuuichi stwierdził żebyśmy podpisali się pełnymi imionami. Jakby normalne nie wystarczyły. Poza tym... Jakoś nie lubię się podpisywać pełnym imieniem. Dziwnie to dla mnie brzmi. Kyousuke III Skromny. No dziwnie po prostu. Jak tylko dołożyłem pióro księga gwałtownie się zatrzasnęła. Obaj z Yuuichi'm odskoczyliśmy do tyłu.
- Książki tak nie robią.- Stwierdziłem patrząc nieufnie na książkę.
- A tak tym bardziej.- Brat odetchnął mnie lekko do tyłu, bo klejnoty zdobiące okładkę zaczęły lśnić, a po kilku sekundach zrobiło się całkiem ciemno i światło zaczęło wracać bardzo powoli. Gdy można było już coś dostrzec to szczęka mi opadła. Na postumencie nie leżała już sama księga. Siedział na nim jakiś chłopak... A przynajmniej wydawało mi się że to chłopak. Nie byłem do końca pewien... W każdym razie trzymał na kolanach naszą księgę
- Em...
- Kim jesteś? Jak się tu dostałeś? Odpowiadaj!- Yuuichi zasłonił mnie jakby w obawie przed atakiem ze strony tamtego chłopaka.
- Byłem tu cały czas.- Odparł spokojnie.- Spałem w tej księdze a wy mnie obudziliście pisząc w niej swoje imiona.
- Więc jesteś duchem i nawiedzasz tę księgę? Ale fajnie! Pierwszy raz widzę ducha!- Ożywiłem się wychodząc zza brata.
- Niestety nie trafiłeś książę Kyousuke III Skromny. Duch był kiedyś żywy, a ja przyszedłem na świat, jako w tej postaci. I nie nawiedza księgi, ponieważ jestem jej częścią i w niej mieszkam.
- Powiedz wreszcie, kim jesteś!- Brat zaczął się niecierpliwić.
- Dlaczego tak się denerwujesz wasza wysokość, królu Yuuichi VII Roztropny? Gdy chodzi o bezpieczeństwo twoich bliskich szybko zaczynasz tracić panowanie nad sobą. Może twój przydomek powinien brzmieć raczej Porywaczy?- Zachichotał a mnie szczęka opadła. Nikt nie odważyłby się tak odezwać do Yuuichi’ego.- Jestem duszą pałacu. Powstałem z połączonych fragmentów jaźni poprzednich królów i książąt. To dzięki mnie możecie mieć połączenie z pałacem i wiedzieć, co się w nim dzieje. Powstałem w chwili, kiedy pierwszy król wpisał swoje imię do tej księgi, jako swojego dziennika. Od tamtej pory stałem się duszą pałacu, ta księga jest moim rdzeniem a ta forma, jaką przebrałem manifestacją mojej obecności. Chociaż bardzo wielu królów nie znaleźć tej komnaty, więc spałem bardzo, ale to bardzo długo i o mnie zapomniano.
- Chyba rozumiem. Ale chciałbym się upewnić w jednej kwestii. Jeśli ta księga, którą trzymasz zostałaby zniszczona to ty też byś zniknął a my byśmy stracili połączenie z pałacem już na zawsze?
- Dokładnie wasza wysokość.
- A masz jakieś imię?- Spytałem.
- Imię? Nigdy o tym nie myślałem. Każdy król, który mnie budził nazywał mnie inaczej. Raz byłem Księgą, raz Duszą, czasem Skrybą, ponieważ to dzięki mnie powstały te wszystkie księgi.- Wskazał regały.- Ale prawdziwego imienia nie miałem.
- To smutne. Dlaczego nigdy nie poprosiłeś o imię?
- Ponieważ dostałem imię od Pierwszego.
- Pierwszym królem był Maresus prawda? A jego żoną była sama Bogini?- Yuuichi podszedł do chłopaka.
- Tak i nie powiem. Nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo tego nie wiem. Kiedy powstałem byłem bardzo słaby. Byłem ledwie małym strzępkiem, który zyskał świadomość, ale nie mogłem przybrać żadnej formy. Byłem jak maleńkie dziecko. Ale nie jesteś pierwszym, który o to pyta.
- Gdybyśmy wiedzieli czy legenda jest prawdziwa i pierwszą królową była Bogini to by wszystko zmieniło. Ale... Jest tu księga Maresusa prawda?
- Tak, ale z niej też się tego nie dowiesz. Mówiłem wam. Byłem jak malutkie dziecko. Księga Maresusa jest nie dokładna Pełno w niej pustych stron. Właściwie to więcej jest tym pustych niż zapisanych.
- Ech... Może znajdę inny sposób...- Brat mruknął pod nosem.- W każdym razie Kyousuke ma rację. Musisz mieć imię. Pamiętasz jak Maresus cię nazwał?
- Aja.
- Aja? Jesteś pewien?
- Tak. Maresus tak mnie nazywał, więc uznałem to za imię.
- To, dlaczego za każdym razem byłeś nazywany inaczej?
- Bo nim zdążyłem powiedzieć jak mam na imię to dostawałem nowe.
- To trochę dziwne, że się nie opierałeś, ale to nieistotne. Skoro nam powiedziałeś to będziemy nazywać cię Aja. A teraz Aja. Może wyjdziemy stąd żebyś osobiście zobaczył jak pałac się zmienił?
- Bardzo chętnie!- Zaskoczył z postumentu i wyszliśmy z komnaty.
- Kim jesteś?!- Reakcja Tsubasy była identyczna jak Yuuichi’ego, więc trzeba było mu również wytłumaczyć, kim albo, czym jest Aja. Nie miałem pojęcia jak go sklasyfikować.
Subskrybuj:
Posty (Atom)