Nie chciałem otwierać oczu. Bałem się teo co mogę zobaczyć. A jeśli umarłem? Jeśli Meteor mnie zabił? Co się z nim teraz stanie?
- Kometka... Zbudź się Kometa.- Tata? Więc ja żyję? Otworzyłem niepewnie oczy. Wszystko było strasznie rozmazane. Zamrugałem kilka razu żeby pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia.- Jak sie czujesz?
- Zmęczony...- odparłem z ledwością. Gardło wciąż mnie bolało.- I w głowie mi dzwoni.- Sięgając dłonią do skroni zobaczyłem ze cała jest zabandażowana.
- Bardzo się o ciebie martwiłem. Gdy zobaczyłem co Meteor z tobą zrobił to myślałem że sam go zabiję. Wiedziałem ze zostawienie ciebie samego nie jest dobrym pomysłem. Ale już nie musisz się martwić. To co się stało więcej się nie powtórzy. Meteor już cie więcej nie tknie.
- Zabrałeś mnie do domu?- Spytałem z nutką nadziei, bo jednak wolałbym wrócić do domu gdzie czuję się najbezpieczniej.
- Niestety nie, ale nie martw się. Zadbałem o to by Meteor nie mógł cię dotknąć więc nie masz się co bać.- Nachylił się nade mną i ucałował w czoło.- Odpoczywaj. Za chwilę służba przyniesie ci coś do jedzenia. Ja muszę niestety już iść, ale zajrzę do ciebie za trzy dni. Gdyby coś się działo lub chciałbyś porozmawiać, Oko mam cały czas przy sobie. Kocham cie Kometka.
- Ja ciebie też tato.- Odprowadziłem go wzrokiem do drzwi.
Przez kolejne dni nie opuszczałem mojego pokoju i praktycznie nie wychodziłem z łóżka. Pomimo tego że powinienem się martwić o siebie to jednak chciałem wiedzieć co u Meteora. Ale wszyscy unikali tematu zbywając mnie tym że Meteor nie czuje się najlepiej i nie chce żeby mu przeszkadzano. Na początku może i w to wierzyłem, ale po dwóch tygodniach wysłuchiwania tej samej wymówki, już wiedziałem ze coś jest nie tak. Może i nie czuł się najlepiej, ale nie wierzę że przez trzy tygodnie wcale mu się nie poprawiło.
Kiedy nareszcie mogłem wstać i wyjść z pokoju, od razu postanowiłem zajrzeć do niego i samemu się przekonać.
- Meteor, chcesz czy nie wchodzę.- Powiedziałem stanowczo i nacisnąłem klamkę. Nie było go w pokoju, a ponoć był chory. Ale sam brak jego obecności nie był najdziwniejszy. Dziwne było to że w pokoju nie było niczego co mogło by świadczyć o tym ze ktoś w nim mieszka. Dopiero gdy otworzyłem szafę i zobaczyłem w niej ubrania Meteora upewniłem się że wciąż gdzieś tu jest. Z tym że gdzieś było tu bardzo dobrym określenie. Oblazłem cały nasz pałacyk, zaglądając w absolutnie każdy kąt i nigdzie go nie znalazłem. Dopiero kiedy wyjrzałem do ogrodu go zauważyłem. Do głowy by mi nie przyszło że wyjdzie w środku dnia do ogrodu. A teraz siedział sobie na huśtawce. Fakt faktem widziałem go z daleka i od tylu, ale nie zauważyłem żeby wśród służby za wielu demonów, a jak już to nie jego postury. Od razu do niego pobiegłem.
- Meteor! Wszędzie cię szukałam. Wiesz ze się o ciebie martwiłem? Ani razu do mnie nie zajrzałeś. Myślałem ze coś się stało... Meteor?- Mój początkowy uśmiech znikł gdy zobaczyłem go już z bliska. Miał na sobie bezrękawnik z kapturem naciągniętym na głowę. To akurat nie było by dziwne, ale bandaże na całej długości rąk już tak. W dodatku na dłoniach miał jeszcze rękawiczki.- Meteor?- Zrobiłem jeszcze jeden krok do przodu.
- Nie podchodź bliżej. Zostań tam gdzie jesteś.- Jego głos sprawił że aż zadrżałem. Był cichy i... Smutny.
- Meteor wszystko w porządku? Nie brzmisz jak ty.
- Nic mi nie jest. Niepotrzebnie się mną przejmowałeś.
- Wszyscy mi mówili że nie czujesz się dobrze. Twoje ręce... To po tym co się wtedy stało?
- Bandaże? Można powiedzieć że tak. Nie martw się tym. A co z tobą?
- Kiedy pióra mi odrosną to będzie już wszytko dobre. Tata i Rafael mówią że nie powinny mi zostać blizny, a jeśli tak to niewielki i mało widoczne.
- Rozumiem. Przykro mi.- Zdębiałem. Jemu jest przykro i sam się do tego przyznał?
- Odrzucisz się do mnie. Dziwnie mi się tak rozmawia.
- Wolałbym nie... Ale jeśli chcesz...- Przesiadł się cały czas trzymając sznurków jakby bez tego miał upaść, w dodatku dziwnie stawiał stopy. Jakoś tak nienaturalnie. Ale trzymał głowę cały czas spuszczoną.
- A kaptur?
- Nie chcę go zdejmować. Nie naciskaj.
- Czy ty bywasz w swoim pokoju? Zajrzałem ta i gdyby nie ubrania w szafie to bym pomyślał że się z niego wyprowadziłeś.
- To... Staram się trzymać porządek...
- Kiepska wymówka. Ja też lubię kiedy wszystko jest na swoim miejscu, ale u ciebie to wygląda jakby ktoś wyniósł wszystkie twoje rzeczy i połowę tego co oryginalnie było. O co tu chodzi?
- O nic. Naprawdę. Nie drąż tego tematu, proszę. Nie chcę o tym rozmawiać. Uszanuj to.
- Ale...
- Kometa. Proszę. Nie zmuszaj nie do rozmawiania o tym. Na razie... To dla mnie trudny temat... Jak będę czuć się na siłach to wszystko ci powiem ale teraz proszę nie zmuszaj mnie.- Teraz nie brzmiał jakby był smutny tylko jakby coś go bardzo bolało.
- Meteor...- Wyciągnąłem rękę.
- Meteor!- podskoczyłem na dźwięk ostrego, mocnego głosu. Obróciłem się i zobaczyłem dosyć postawnego demona, który szedł w naszą stronę.- Pora na obiad.
- Nie jestem głodny. Zjem później...
- Tak jak ostatnio? Wybacz ale ci nie wierzę. Idziesz w tej chwili zjeść i bez dyskusji, czy chcesz żeby cię siła nakarmić?
- Dobrze zjem.- Westchnął i wyciągnął ręce.Otworzyłem szeroko oczy widząc jak rosły demon bierze Meteora na ręce. Wciąż oniemiały patrzyłem jak odchodzi w stronę pałacu.
- O co tu chodzi?- Spytałem sam siebie.
niedziela, 4 marca 2018
piątek, 2 marca 2018
VII Panika
Nie miałem pojęcia co się dzieje. Załapałem Kometę a potem... Potem nie wiem co było. Nagle oprzytomniałem siedząc na zmasakrowanym aniołku z rekami zaciśniętymi na jego szyi.
- K-kometa?- Szybko zabrałem dłonie. Były całe w krwi. Rozejrzałem się. Kapliczka wyglądała ja pobojowisko, a Kometa ja ofiara dzikiej bestii. To ja byłem tą bestią. Co ja narobiłem? Nigdy do tond nic takiego się nie stało. Nigdy...- Kometa? Hej Kometa.- Pochyliłem się i klepnąłem go lekko w policzek. Nie zareagował. Leżał całkowicie nieruchomo.
Zabiłem go? Przycisnąłem uch do jego piersi i wstrzymałem oddech. Jego serce wciąż biło. Z ledwością, ale biło. Ale jak długo jeszcze? Wizja tego ze mogłem zabić Kometę przeraziła mnie. Tak jestem okropny i brutalny, ale nigdy nie mógłbym... Nie byłbym w stanie... Nie Kometę. Tak nie znoszę go i chciałbym żeby zniknął z mojego życia, ale zabicie go... Musze wezwać pomoc...
W panice zacząłem się rozglądać. Jego ubranie. Powinien mieć przy sobie Oko. Po całym pomieszczeniu walały się poplamione krwią niebieski strzępki.Nie miałem pojęcia które to cześć tuniki a które to resztki spodni. Wszystko było w kawałkach.
- No gdzie to jest? No gdzie?!- Przerzucałem skrawki materiału aż w końcu udało mi się znaleźć to czego szukałem. Oko było stłuczone, ale wciąż działało. Złapałem je mocno.- Tato!- Zawołałem bez zastanowienia. Gdy w strzaskanej tafli ukazało się zaspane oblicze Pana Tajemnic uświadomiłem sobie ze to przecież Oko Komety.
- Meteor? Na jasność czemu jesteś cały we krwi?! I czemu korzystasz z Oka Komety?!
- Musisz tu jak najszybciej przyjść!- Krzyknąłem roztrzęsiony. Zupełnie nie rozumiałem co się ze mną działo. Nigdy wcześniej nie bałem się o kogoś innego. Ja przecież praktycznie nie mam uczuć, a teraz trząsłem się ze strachu o Kometę.- Ja... Ja zrobiłem coś strasznego. Kometa przez przypadek zdemolował mój pokój i ja... Ja się wściekła i poszedłem za nim i... Ja straciłem nad sobą kontrolę. Całkowicie mnie zamroczyło i nie mam pojęcia co robiłem, ale... Ja... Kometa...- Nie mogłem zbudować całego zdania.- Ka pobiłem Kometę...- Nim skończyłem ostatnie słowo Razjel już pojawił się w pomieszczeniu.
- Coś ty najlepszego zrobił Meteor... Co ty zrobiłeś ty Potworze?!- Ryknął opadając na kolana przy Komecie.
- Ja... Ja nie... To był... To wypadek...- Zbliżyłem się. Chciałem coś zrobić.
- Nie podchodź! Nie zbliżaj się do Komety!- Odepchnął mnie. Potknąłem się o coś co kiedyś było drewnianą ławką.- Wynoś się! Zejdź mi z oczu nim cię zabije potworze! Jesteś niebezpieczny!
- Ja...- Chciałem coś powiedzieć ale pan tajemnic złapał mnie za ramię i dosłownie wywalił ze zdemolowanej kapliczki.
- Przecz potworze!- Ryknął. Pierwszy raz w życiu naprawdę się przestraszyłem.
Pozbierałem się z podłogi i uciekłem do mojego pokoju. Gdybym nie był tak roztrzęsiony to pewnie bym się zdziwił ze wszystkie zniszczone meble znów były całe. Ale jedyne co to zobaczyłem swoje odbicie w lustrze. Ja naprawdę wyglądałem jak jakiś potwór. Cały byłem we krwi Komety. Byłem dosłownie wszędzie. Przerażony poleciałem do łazienki i przez kolejne dwie godziny próbowałem zmyć z siebie zaschnięta krew. Ale pomimo tego że dosyć szybko byłem czysty to ciągle widziałem na sobie jego krew. Czułem że ciągle tam jest. Patrząc w lustro ciągle ją widziałem. Była wszędzie. Na całym moim ciele. Nawet we włosach. W akcie desperacjo złapałem nożyczki i je obciąłem, a potem zacząłem wyrywać. Zacząłem się drapać jakby to miało w czymś pomóc. Ciągle czułem ten zapach. Ona ciągle na mnie była... Zawinąłem się w koc i skuliłem w kącie ciągle się trzęsąc.
Po jakimś czasie usłyszałem walenie w drzwi.
- Meteor otwieraj. Wiem że tam jesteś wiec otwórz!- To był głos taty. Nie byłem w stanie się podnieść.- Sam tego chciałeś.- Drzwi w jednej chwili pękły na pół i tata wszedł do środka. Od razu mnie zauważył i podszedł. Klęknął naprzeciwko mnie.- Meteor?
- P-potwór...
- Co?
- Potwór... Jestem potworem...
- Nie jesteś żadnym potworem Meteor...
- Jestem!- Krzyknąłem.- Jestem i dobrze o tym wiesz! Jedyne uczucia jakie posiadam to gniew.. Ciągle balansuje między skrajnym opanowaniem a furią. Wystarczy że coś mi się nie spodoba i od razu zaczynam wszystko niszczyć! Sam pewnie widziałeś co zrobiłem z Kometą. Ja go prawie zabiłem przez to że nie potrafię zapanować nad samy sobą! Tam było tyle krwi... Była wszędzie... Miałem ją na całym ciele... Ona nie chciała zejść... Ciągle mam ją na rękach! Czemu nie chce zejść?!- Znowu zacząłem drapać się po rękach i nogach.
- Meteor co ty wyprawiasz? Przestań! Zrobisz sobie krzywdę!- Złapał mnie za nadgarstki.- Uspokój się. Raz i Rafał już się zajęli Kometą. Nic mu nie będzie. Słyszysz mnie? Kometa dojdzie do siebie...
- Asmodeusz!- Ten głos... Razjel!- Asmodeusz znalazłeś go?!- W drzwiach stanął archanioł.- Tu jesteś!- Podszedł do nas. Był wściekły.- Czy ty zdajesz sobie sprawę ze kometa mógł umrzeć?! Mogłeś go zabić! Wiesz ile on stracił krwi?! Ledwo udało nam się go odratować! Ty...
- Raz przestań!- Tata wstał i zasłonił. Sam też zawinąłem się w koc.- Nie widzisz że on też jest w rozsypce? Jest przerażony tym co zrobił. Mówi że ciągle widzi krew.
- I dobrze bo już zawsze będzie ją miał na rękach!
- Raz nie rozumiesz? On tą krew ciągle widzi. Zobacz co ze sobą zrobił!- Tata pociągnął mnie do góry i siłą odebrał koc.- Podrapał się aż do krwi i powyrywał włosy. Spójrz mu w oczy. Jest przerażony i nie jest w stanie się uspokoić.- Pan tajemnic złapał mnie za brodę i zmusił do otwarcia oczu. W jego błękitnych oczach zobaczyłem własne odbicie. Znowu byłem cały we krwi. Czemu wciąż ją widzę?! Rozpłakałem się. Po prostu już nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Skuliłem się na podłodze nie mogą zapanować nad własnym ciałem.- Meteor jest niestabilny emocjonalnie i nie wyraża uczuć jak inni. Popada w skrajności i jest zbyt gwałtowny. Ale sam widzisz co się z nim dzieje. Wychowywałem go i wiem że nie byłby w stanie z premedytacją dokonać takich zniszczeń i wyrządzić takiej krzywdy. Nie mam pojęcia dlaczego ale każdy nawet najdrobniejszy impuls gniewu się w nim kumuluje i w końcu wybuch tracąc nad sobą panowanie. Widziałem to wystarczająco dużo razy żeby wiedzieć że kiedy ma napad to nie jest sobą. Często nie jest świadomy tego co robi.
- Mimo wszystko skrzywdził mojego Kometę. I bardzo chcę go teraz zabrać do domu żeby już nigdy więcej się nie spotkali, ale nie mogę tego zrobić. Mimo to Nie mogę pozwolić żeby coś takiego się powtórzyło.
- Więc co chcesz zrobić?
- Jeszcze nie wiem. Ale puki co jego też trzeba doprowadzić do porządku. Śpij.- Dotknął dwoma palcami mojego czoła i od razu odleciałem.
- K-kometa?- Szybko zabrałem dłonie. Były całe w krwi. Rozejrzałem się. Kapliczka wyglądała ja pobojowisko, a Kometa ja ofiara dzikiej bestii. To ja byłem tą bestią. Co ja narobiłem? Nigdy do tond nic takiego się nie stało. Nigdy...- Kometa? Hej Kometa.- Pochyliłem się i klepnąłem go lekko w policzek. Nie zareagował. Leżał całkowicie nieruchomo.
Zabiłem go? Przycisnąłem uch do jego piersi i wstrzymałem oddech. Jego serce wciąż biło. Z ledwością, ale biło. Ale jak długo jeszcze? Wizja tego ze mogłem zabić Kometę przeraziła mnie. Tak jestem okropny i brutalny, ale nigdy nie mógłbym... Nie byłbym w stanie... Nie Kometę. Tak nie znoszę go i chciałbym żeby zniknął z mojego życia, ale zabicie go... Musze wezwać pomoc...
W panice zacząłem się rozglądać. Jego ubranie. Powinien mieć przy sobie Oko. Po całym pomieszczeniu walały się poplamione krwią niebieski strzępki.Nie miałem pojęcia które to cześć tuniki a które to resztki spodni. Wszystko było w kawałkach.
- No gdzie to jest? No gdzie?!- Przerzucałem skrawki materiału aż w końcu udało mi się znaleźć to czego szukałem. Oko było stłuczone, ale wciąż działało. Złapałem je mocno.- Tato!- Zawołałem bez zastanowienia. Gdy w strzaskanej tafli ukazało się zaspane oblicze Pana Tajemnic uświadomiłem sobie ze to przecież Oko Komety.
- Meteor? Na jasność czemu jesteś cały we krwi?! I czemu korzystasz z Oka Komety?!
- Musisz tu jak najszybciej przyjść!- Krzyknąłem roztrzęsiony. Zupełnie nie rozumiałem co się ze mną działo. Nigdy wcześniej nie bałem się o kogoś innego. Ja przecież praktycznie nie mam uczuć, a teraz trząsłem się ze strachu o Kometę.- Ja... Ja zrobiłem coś strasznego. Kometa przez przypadek zdemolował mój pokój i ja... Ja się wściekła i poszedłem za nim i... Ja straciłem nad sobą kontrolę. Całkowicie mnie zamroczyło i nie mam pojęcia co robiłem, ale... Ja... Kometa...- Nie mogłem zbudować całego zdania.- Ka pobiłem Kometę...- Nim skończyłem ostatnie słowo Razjel już pojawił się w pomieszczeniu.
- Coś ty najlepszego zrobił Meteor... Co ty zrobiłeś ty Potworze?!- Ryknął opadając na kolana przy Komecie.
- Ja... Ja nie... To był... To wypadek...- Zbliżyłem się. Chciałem coś zrobić.
- Nie podchodź! Nie zbliżaj się do Komety!- Odepchnął mnie. Potknąłem się o coś co kiedyś było drewnianą ławką.- Wynoś się! Zejdź mi z oczu nim cię zabije potworze! Jesteś niebezpieczny!
- Ja...- Chciałem coś powiedzieć ale pan tajemnic złapał mnie za ramię i dosłownie wywalił ze zdemolowanej kapliczki.
- Przecz potworze!- Ryknął. Pierwszy raz w życiu naprawdę się przestraszyłem.
Pozbierałem się z podłogi i uciekłem do mojego pokoju. Gdybym nie był tak roztrzęsiony to pewnie bym się zdziwił ze wszystkie zniszczone meble znów były całe. Ale jedyne co to zobaczyłem swoje odbicie w lustrze. Ja naprawdę wyglądałem jak jakiś potwór. Cały byłem we krwi Komety. Byłem dosłownie wszędzie. Przerażony poleciałem do łazienki i przez kolejne dwie godziny próbowałem zmyć z siebie zaschnięta krew. Ale pomimo tego że dosyć szybko byłem czysty to ciągle widziałem na sobie jego krew. Czułem że ciągle tam jest. Patrząc w lustro ciągle ją widziałem. Była wszędzie. Na całym moim ciele. Nawet we włosach. W akcie desperacjo złapałem nożyczki i je obciąłem, a potem zacząłem wyrywać. Zacząłem się drapać jakby to miało w czymś pomóc. Ciągle czułem ten zapach. Ona ciągle na mnie była... Zawinąłem się w koc i skuliłem w kącie ciągle się trzęsąc.
Po jakimś czasie usłyszałem walenie w drzwi.
- Meteor otwieraj. Wiem że tam jesteś wiec otwórz!- To był głos taty. Nie byłem w stanie się podnieść.- Sam tego chciałeś.- Drzwi w jednej chwili pękły na pół i tata wszedł do środka. Od razu mnie zauważył i podszedł. Klęknął naprzeciwko mnie.- Meteor?
- P-potwór...
- Co?
- Potwór... Jestem potworem...
- Nie jesteś żadnym potworem Meteor...
- Jestem!- Krzyknąłem.- Jestem i dobrze o tym wiesz! Jedyne uczucia jakie posiadam to gniew.. Ciągle balansuje między skrajnym opanowaniem a furią. Wystarczy że coś mi się nie spodoba i od razu zaczynam wszystko niszczyć! Sam pewnie widziałeś co zrobiłem z Kometą. Ja go prawie zabiłem przez to że nie potrafię zapanować nad samy sobą! Tam było tyle krwi... Była wszędzie... Miałem ją na całym ciele... Ona nie chciała zejść... Ciągle mam ją na rękach! Czemu nie chce zejść?!- Znowu zacząłem drapać się po rękach i nogach.
- Meteor co ty wyprawiasz? Przestań! Zrobisz sobie krzywdę!- Złapał mnie za nadgarstki.- Uspokój się. Raz i Rafał już się zajęli Kometą. Nic mu nie będzie. Słyszysz mnie? Kometa dojdzie do siebie...
- Asmodeusz!- Ten głos... Razjel!- Asmodeusz znalazłeś go?!- W drzwiach stanął archanioł.- Tu jesteś!- Podszedł do nas. Był wściekły.- Czy ty zdajesz sobie sprawę ze kometa mógł umrzeć?! Mogłeś go zabić! Wiesz ile on stracił krwi?! Ledwo udało nam się go odratować! Ty...
- Raz przestań!- Tata wstał i zasłonił. Sam też zawinąłem się w koc.- Nie widzisz że on też jest w rozsypce? Jest przerażony tym co zrobił. Mówi że ciągle widzi krew.
- I dobrze bo już zawsze będzie ją miał na rękach!
- Raz nie rozumiesz? On tą krew ciągle widzi. Zobacz co ze sobą zrobił!- Tata pociągnął mnie do góry i siłą odebrał koc.- Podrapał się aż do krwi i powyrywał włosy. Spójrz mu w oczy. Jest przerażony i nie jest w stanie się uspokoić.- Pan tajemnic złapał mnie za brodę i zmusił do otwarcia oczu. W jego błękitnych oczach zobaczyłem własne odbicie. Znowu byłem cały we krwi. Czemu wciąż ją widzę?! Rozpłakałem się. Po prostu już nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Skuliłem się na podłodze nie mogą zapanować nad własnym ciałem.- Meteor jest niestabilny emocjonalnie i nie wyraża uczuć jak inni. Popada w skrajności i jest zbyt gwałtowny. Ale sam widzisz co się z nim dzieje. Wychowywałem go i wiem że nie byłby w stanie z premedytacją dokonać takich zniszczeń i wyrządzić takiej krzywdy. Nie mam pojęcia dlaczego ale każdy nawet najdrobniejszy impuls gniewu się w nim kumuluje i w końcu wybuch tracąc nad sobą panowanie. Widziałem to wystarczająco dużo razy żeby wiedzieć że kiedy ma napad to nie jest sobą. Często nie jest świadomy tego co robi.
- Mimo wszystko skrzywdził mojego Kometę. I bardzo chcę go teraz zabrać do domu żeby już nigdy więcej się nie spotkali, ale nie mogę tego zrobić. Mimo to Nie mogę pozwolić żeby coś takiego się powtórzyło.
- Więc co chcesz zrobić?
- Jeszcze nie wiem. Ale puki co jego też trzeba doprowadzić do porządku. Śpij.- Dotknął dwoma palcami mojego czoła i od razu odleciałem.
VI Proszę
Ja naprawdę nie chciałem żeby to tak wyszło. Faktycznie mogłem spróbować ruszyć kulkę zamiast całego mebla. Przecież gdybym się położył na podłodze to bym ją zobaczył. Albo mógłbym zaczekać aż Meteor wyjdzie z łazienki i mi pomorze. A tak to jeszcze bardziej rozwścieczyłem Meteora. Uciekłem z płaczem i schowałem się w kapliczce.
- Ja naprawdę nie chciałem...- Pocierałem zapłakane oczy kiedy ktoś mnie chwycił za kołnierz i rzucił na podłogę.
- Masz pecha aniołeczku. Obudziłeś w demonie prawdziwego demona.- To był meteor ale jego głos był dziwny. Nie naturalny. Naprawdę brzmiał jak jakiś potwór.
- Meteor puść mnie! To boli!- Próbowałem się wyrwać ale trzymał mnie mocno.
- Stul pysk!- Wrzasnął i uderzył mnie z całej siły w policzek. Poczułem w ustach metaliczny posmak krwi.- Jesteś najbardziej wkurwiającą istotą we wszystkich wymiarach!- Uderzył w drugi policzek a potem w brzuch. Zapłakałem jeszcze głośniej co go tylko jeszcze bardziej rozjuszyło.- Przestań!- Ryknął łapiąc mnie za głowę i uderzając o twarda posadzkę.
Złapał mnie za ramiona i podniósł do góry. Przerażony spojrzałem mu w oczy. Nie dostrzegłem w nich tego chłodnego, wyniosłego wyrazu i błysku krwisto czerwonych tęczówek. To były oczy bestii. Całkowicie czarne, szeroko otwarte Samo spojrzenie w nie sprawiło że zadrżałem w duchu. Zrozumiałem ze to już nie jest Meteor. Teraz to rozjuszona bestia do której nic nie dotrze dopóki nie straci sił lub nie wyładuje całego gniewu. Ale jeśli ma wyładować tan gniew na mnie to mogę nie dożyć poranka.
Myślałem gorączkowo Tata na pewno kiedyś mi pokazywał jakieś zaklęcie które możne mi pomóc. Muszę jakieś znać. Cokolwiek... No tak! Spróbowałem podnieść ręce. Wystarczy ze dotknę jego skroni samymi opuszkami palców.- Nie tak prędko!- Warknął zaciskając pałce wokół moich chudych ramion. Poczułem jak kości zaczynają się poddawać i jak prawa w końcu się poddaje i pęka w żelaznym uścisku. Nie dobrze!
Rzucił mną na ścianę. Odbiłem się od nie i nim zdążyłem osunąć na podłogę Meteor już mnie trzymał jedną ręką. Drugą zacisną w pięć i uderzył w brzuch. Morze krzyki jeszcze bardziej go nakręcały bo uderzał coraz szybciej i modniej. Nie miałem pojęcia ze jest taki silny. Za którymś uderzeniem zakaszlałem krwią. Kilka kropel spadło mu na twarz. Oblizał usta natrafiając na dwie kropelki. Jego oczy rozbłysły na czerwono. Rzucił mnie na podłogę. Próbowałem się jakoś odczołgać ale szybko mnie dopadł. Złapał za koszulkę i rozdarł materiał.
- Meteor co ty...
- Milcz!- znowu uderzył moją głową o podłogę przez co znów zaplułem sie krwią.- Jesteś nic nieznaczacym ścierwem!- poczułem jak wbija zęby w moje ramię jednocześnie drapiac plecy aż do krwi.- Twoje skrzydła są paskudne!- zaczł wyrywać mi pióra całymi garściami.
W krótkim czasie całkowicie sie zatracił. Nic nie mówił. Tylko warczał i ryczał rzucajac mną po całym pomieszczeniu. Mie miałem pojęcia ile kości mi złamał i ile razy zostłem ugryziony. Wszystko co sie działo zmieniło się w jedna wielką plątaninę krzyku i bólu.
Nie wiem jak długo to trwało, ale juz zaczynałem tracić siły. Gardło miałem całkowicie zdarte. Padłem na podłogę ledwo mogąc oddychać, a każdy oddech sprawiał poworny ból. Króreś ze złamanych zeber musiało przebić mi płuco. Meteor usiadł na mnie okrakiem i zacisnął dłonie na szyi.
- Zdychaj!- Warknął i zacisną palce. Od razu zaczęło robić mi sie cielno przed oczami.
- P-pro-szę...- Wyjąkałem tracąc przytomność.
- Ja naprawdę nie chciałem...- Pocierałem zapłakane oczy kiedy ktoś mnie chwycił za kołnierz i rzucił na podłogę.
- Masz pecha aniołeczku. Obudziłeś w demonie prawdziwego demona.- To był meteor ale jego głos był dziwny. Nie naturalny. Naprawdę brzmiał jak jakiś potwór.
- Meteor puść mnie! To boli!- Próbowałem się wyrwać ale trzymał mnie mocno.
- Stul pysk!- Wrzasnął i uderzył mnie z całej siły w policzek. Poczułem w ustach metaliczny posmak krwi.- Jesteś najbardziej wkurwiającą istotą we wszystkich wymiarach!- Uderzył w drugi policzek a potem w brzuch. Zapłakałem jeszcze głośniej co go tylko jeszcze bardziej rozjuszyło.- Przestań!- Ryknął łapiąc mnie za głowę i uderzając o twarda posadzkę.
Złapał mnie za ramiona i podniósł do góry. Przerażony spojrzałem mu w oczy. Nie dostrzegłem w nich tego chłodnego, wyniosłego wyrazu i błysku krwisto czerwonych tęczówek. To były oczy bestii. Całkowicie czarne, szeroko otwarte Samo spojrzenie w nie sprawiło że zadrżałem w duchu. Zrozumiałem ze to już nie jest Meteor. Teraz to rozjuszona bestia do której nic nie dotrze dopóki nie straci sił lub nie wyładuje całego gniewu. Ale jeśli ma wyładować tan gniew na mnie to mogę nie dożyć poranka.
Myślałem gorączkowo Tata na pewno kiedyś mi pokazywał jakieś zaklęcie które możne mi pomóc. Muszę jakieś znać. Cokolwiek... No tak! Spróbowałem podnieść ręce. Wystarczy ze dotknę jego skroni samymi opuszkami palców.- Nie tak prędko!- Warknął zaciskając pałce wokół moich chudych ramion. Poczułem jak kości zaczynają się poddawać i jak prawa w końcu się poddaje i pęka w żelaznym uścisku. Nie dobrze!
Rzucił mną na ścianę. Odbiłem się od nie i nim zdążyłem osunąć na podłogę Meteor już mnie trzymał jedną ręką. Drugą zacisną w pięć i uderzył w brzuch. Morze krzyki jeszcze bardziej go nakręcały bo uderzał coraz szybciej i modniej. Nie miałem pojęcia ze jest taki silny. Za którymś uderzeniem zakaszlałem krwią. Kilka kropel spadło mu na twarz. Oblizał usta natrafiając na dwie kropelki. Jego oczy rozbłysły na czerwono. Rzucił mnie na podłogę. Próbowałem się jakoś odczołgać ale szybko mnie dopadł. Złapał za koszulkę i rozdarł materiał.
- Meteor co ty...
- Milcz!- znowu uderzył moją głową o podłogę przez co znów zaplułem sie krwią.- Jesteś nic nieznaczacym ścierwem!- poczułem jak wbija zęby w moje ramię jednocześnie drapiac plecy aż do krwi.- Twoje skrzydła są paskudne!- zaczł wyrywać mi pióra całymi garściami.
W krótkim czasie całkowicie sie zatracił. Nic nie mówił. Tylko warczał i ryczał rzucajac mną po całym pomieszczeniu. Mie miałem pojęcia ile kości mi złamał i ile razy zostłem ugryziony. Wszystko co sie działo zmieniło się w jedna wielką plątaninę krzyku i bólu.
Nie wiem jak długo to trwało, ale juz zaczynałem tracić siły. Gardło miałem całkowicie zdarte. Padłem na podłogę ledwo mogąc oddychać, a każdy oddech sprawiał poworny ból. Króreś ze złamanych zeber musiało przebić mi płuco. Meteor usiadł na mnie okrakiem i zacisnął dłonie na szyi.
- Zdychaj!- Warknął i zacisną palce. Od razu zaczęło robić mi sie cielno przed oczami.
- P-pro-szę...- Wyjąkałem tracąc przytomność.
Subskrybuj:
Posty (Atom)